Czy pomylę się mówiąc, że jest to jeden z przełomowych zapachów w moim życiu? Ekstrakt orientalnej elegancji, bogaty, zmysłowy, okraszony kwiatem pomarańczy. Może nie tyle „genialny” co bezsprzecznie „piękny”. Zawiłości gubią potencjalnych odbiorców, gubi ich koniakowy kolor tego płynu i ciężki flakon. A przecież Gucci Eau de Parfum nie jest osiągnięciem wiekowym, bo XXI-wiecznym. Czasami się zastanawiam czy aby nie jest to reinkarnacja jakiegoś innego, dawniej wycofanego zapachu tej marki. Dla mnie te perfumy są sztanderem Gucci nie tylko jako perfum, ale jako całego imperium mody. Tych skandali, tej rodziny i tych pieniędzy.
Słodki i upojny. Na tym etapie może wydawać się nawet płaski i prosty. Szczęście, że czas działa na korzyść tej kompozycji. I nawet kawałek hamburgera nie psuje ogólnego wrażenia. Wychodzimy od waniliowego ulepku, w którym pływają jakieś słodkie przyprawy. Miło, ale nie tego oczekuję po arcydziele. Przednia zabawy zaczyna się dalej, kiedy na scenę wchodzi kwiat pomarańczy, główny bohater tej kompozycji. Obok róży to mój ulubiony kwiat, bo świetne plecie się z resztą składników. Tu pokaże trochę światła, tu ognia, tam chłodu. W Gucci Eau de Parfum dochodzi jeszcze jeden ciekawy motyw. Po kilkudziesięciu minutach zapach zaczyna oscylować za sprawą irysowego absolutu i właśnie kwiatu pomarańczy. Chodzi o to, że irys wnosi pewną dozę wilgotności, piwniczności, wręcz świeżego grobu do kompozycji. Wobec niego postawiony został niezaprzeczalnie jasny kwiat pomarańczy. To co dzieje się na mojej skórze jest niesamowite i stanowi niejako dowód, że ręka perfumiarza była świetna i nos jego również. No i tutaj właśnie wychodzi ten słodzony hamburger. Coś czego się nie spodziewałem, ale w gruncie rzeczy ma to uzasadnienie w grze żywicy labdanum i całej reszcie kwiatowych woni. Kwestia skojarzeń.
Później doświadczyć możemy miękkiego lądowania na skórze. Splotu, który wędruje milimetr po milimetrze. Mnóstwo dymnej wanilii, nie dosłownej słodyczy kwiatów i ciepłego piżma. Baza wspina się na szczyty perfumeryjnych dokonań. Miękka i cicha bardzo delikatnie trwa na skórze, wzniecając molekuły ciepła.
I ja się pytam, jak można było wycofać taki zapach i zastąpić go różowo-owocowo-nijakimi popłyczynami. No jak??!! Pal licha Organzę Indecence, Black Cashmere, Theoremę… ale Gucci Eau de Parfum. Dla mnie ten zapach pozostanie jednym z najlepszych jakie kiedykolwiek stąpały po półkach Douglasa.
Nuty: kwiat pomarańczy, tymianek, irys, heliotrop, wanilia, piżmo, labdanum, kmin, drzewo cedrowe
Rok powstania: 2002
Twórca: Daniela Roche-Andrier