Chciałbym napisać, że Homme to największa tajemnica torebki Dody, ale to takie głupie, że aż przykro. Powiem tylko tyle, że ja ten zapach muszę mieć. Po prostu muszę, bez względu na koszty, bez względu na nic. Już wiem, że wyleci ode mnie Musc Ravageur, żeby zrobić miejsce dla niego. Wspaniałe, lekkie i samcze labdanum. Nie tak bezczelne jak w zapachach Donny Karan czy Normy Kamali, daleko mu do zapoconego orangutana czy puchatego Le Labo. Homme jest po prostu zaje$%#%$. No, a teraz do rzeczy.
Bardzo dużo przypraw rzuconych jest we względnie zimną przestrzeń. Absolutnie nie kościelną, bo Homme wierzący nie jest. To bardziej wiekowy dom na wzgórzu z przeciekającym dachem i grubą warstwą zrolowanego przez wilgoć kurzu. Oczywiście wszystko wykonane z drewna, inaczej być nie może. A, i jeszcze dużo korników tam jest. Czuć jak miliony malutkich stworzeń pracują dzień w dzień, ale to one wnoszą duszę do kompozycji. Za stworzenie tego niesamowitego akordu życia odpowiadają wielkie ilości cynamonu i kardamonu. W tym pianiu nad walorami księżyca nie wypada mówić: „Znowu kardamon…”. Tutaj jednak nie jest tak wyeksponowany jak w innych męskich zapachach, które ostatnio miałem przyjemność poznać, bo tworzy wesołe korniki przecież. To właśnie jest dominujący element tej kompozycji, ale są i inne, na które muszę zwrócić uwagę.
Sam początek jest trochę zbyt duszący, deklarowany przez producenta jako grejpfrutowy. Być może, ale w mało klasycznym stylu. Gdyby odwołać się do skojarzeń, to są to suszone pestki ze zdrewniałymi łupinami, ale przecież z nich nikt nie robi pachnącego olejku. Zresztą wątpliwe czy taki olejek pachniałby bardziej drzewnie niż klasyczny olejek grejpfrutowy. No, ale chodzi mi po prostu o małą świeżość otwarcia, które jest świetnym prognostykiem gry dalszych nut.
No i wreszcie trzeba przejść do roli labdanum, które jest głównym składnikiem Homme. Jest ujęte w zupełnie inne ramy niż to znane z innych perfum na temat. Na upartego widzę tu takę samą czarnoskórą molekułę jak w Black Cashmere, ale znacznie mniej lepką i tłustą. Tak jakby sebum zastąpić łzami. Czystą, pierwotną cieczą o lekko słonym smaku. Żywica czystkowa płoży się po skórze, owija nadgarstki, dłonie, wreszcie korpus i głowę. Oplata swoją obecnością, ale nie dusi. Nie wywołuje niemożliwych do kontrolowania odruchów. Jest po prostu perfekcyjnie wykrojona.
Costume National i Dominique Ropion odwalili kawał dobrej roboty. Labdanowy Homme wędruje na szczyt mojej aktualnej listy kompozycji, które muszę mieć w ilości większej niźli próbka.
Nuty: labdanum, paczula, grejpfrut, tymianek, kardamon, cynamon, bergamota, drzewo sandałowe, goździki
Rok powstania: 2010
Twórca: Dominique Ropion