19 marca 2010

Parfumerie Generale, Papyrus de Ciane

Nie liczyłem na zbyt wiele, bo wyobrażenia o papirusie w perfumach nie są moimi ulubionymi. Zresztą kto lubi być zamulany papierowym pyłem w dość chemicznym odcieniu? Jednak przy tym konkretnym zapachu było parę rzeczy, który skazały go na poznanie od góry do dołu. Oczywiście boski Pierre zaskoczył nie pierwszy raz. Użycie Mousse de Saxe, legendarnej bazy, która powstała w latach 20., jest na pewno elementem zaciekawiającym. Jak mówi strona luckyscent.com owa baza stanowiła sedno pierwotnego Bandit i Nuit de Noel Carona. W Papyrus de Ciane powiewu retro na szczęście (lub nieszczęście) brak.

Gdyby wystarczyło parę słów to powiedziałbym, że pachnie jak męska zielona kompozycja ukręcona wokół wetiweru. Trochę szaromydlana, trochę dusząca i oczywiście papierowa. Nie jest to nic szczególnego i zapach kariery chyba nie zrobi. Trochę haczy o klimaty Victrix, trochę o wycofanego Wergiliusza Diptyque, ale do przekazu obu dużo mu brakuje. Mało jest niszowy w rozumieniu koneserów, bardziej ciąży w stronę męskiej bezpiecznej klasyki. Dzięki Bogu broda mu nie rośnie i daleki jestem od uznania perfum Guillaume’a za dziadkowe. No i cóż ja mam więcej napisać. Tyle.

Nuty: bergamota, galbanum, neroli, żarnowiec, nuta słoneczna, lawenda, olibanum, labdanum, goździki, hedion, wetiwer, Mousse de Saxe, sylwanon, białe piżmo (podziwiam za odwagę, bo się chłopak przyznam do hedionu i sylwanonu, czyli czystej chemii), arcydzięgiel
Rok powstania: 2010
Twórca: Pierre Guillaume

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments