Viktor & Rolf Flowerbomb znajdziesz w perfumerii E-Glamour.pl
Rozpatrywanie zapachu niderlandzkiego duetu w kategoriach słodkiego ulepu to jakaś kuriozalna sytuacja. Worek z etykietą „żenada” jest tak samo obszerny jak ten z napisem „zapach piątkoszanelopodobny”. Do obu wrzuca się elementy bez zastanowienia a jedynym kryterium jest wyraźna słodycz w pierwszym wypadku i aldehydy w drugim. Ja tak nie robię. Nie mogę.
To zapach mojej cioci, z którą wcześniej kojarzył mi się Gio. Sięgając pamięcią węchową w lata dzieciństwa widzę, że kompozycja Armaniego podobna jest to Flowerbomb, choć nie będę się przy tym upierał, bo minęły długie lata od czasu, kiedy ciocia nosiła za sobą smugi bursztynowego Gio. Teraz nosi kwiatową bombkę i przyznam się, że to zwróciło moją uwagę na te perfumy. Ekstremum słodkości o takiej wartości nie spodziewałem się po nutach, bo przecież kwiatowe nuty mogą grać zupełnie inaczej. Flowerbomb nie jest okraszony specjalną mobilnością czy wybuchowością, ale pazura mu nie odmawiam. Nawet trzech pazurów.
Pazurem pierwszym jest herbata, która wprowadza cień plastiku w stylu Barbie. I aż dziw bierze, że nie występuje tu z liczi, które może podkreślić ten słodki syntetyk. No i oczywiście trzeba mieć świadomość, że to nie jest odmiana liściasta, ani nawet torebkowa. To klasyczna wersja granulowana. PARADOKSEM jest to, że całość się wokół tego całkiem fajnie buja i wcale mnie to nie przeszkadza. Teraz przejdźmy do pazura no. 2, czyli kwiatów. Palmę pierwszeństwa dzierży… no właśnie. Nie wiadomo, który z kwiatów ma największy potencjał wybuchowy. Na początku myślałem o róży, ale Flowerbomb jest mało czerwony w klasycznym ujęciu. Nie jest też jaśminowy i frezjowy. Orchidea kojarzy mi się z Kingdom i też jej tu nie dostrzegam. Zawsze jest możliwość, że powinienem pójść do okulisty i zbadać swój zapachowy wzrok. Użyję wobec tego wytrycha i powiem, że w tej kompozycji czuję akord kwiatowy w zwałach cukru i żelatyny. Prawie jak dżemiczek, ale nie tak mokro.
I ten niby najważniejszy, trzeci pazur. To w sumie spiłowany paznokieć, krótko obcięty i spiłowany. Nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć bazę takiej kompozycji. Tak samo jak w Angelu i tu jest paczula. Wymienione piżma trzeba traktować jako dopust Boży i zwykły dodatek, który nie pachnie. Paczula w wersji słodkiej, ulizanej, polukrowanej z kokardką.
Całość może być uznana albo za żenadę, albo za arcydzieło. Ja mówię, że to arcydzieło. Możecie faszerować mnie granatami. Smacznego!
Nuty: herbata, bergamota, jaśmin, orchidea, frezja, róża, piżmo, paczula
Rok powstania: 2005
Twórca: Olivier Polge, Carlos Benaim, Domitille Bertier
Fot. nr 2 z fotogalerie.pl