24 kwietnia 2010

Cologne pour le Matin, Honore’s Trip- cytrusowe asy

Dwie kompozycje, które oparto na olejku cytrynowym, ale jednocześnie nie pozbawiono głębszej i ciekawej oprawy. Nozdrza nad obiema kompozycjami zawiesiły najlepsze współczesne nosy. Z łona Olivii Giacobetti wyszło Honore’s Trip a Francis Kurkdjian stał się ojcem Cologne pour le Matin. Poza tym, że należą do wielkiej grupy woni cytrusowych nie łączy je prawie nic, bo stoją niemal po przeciwnych stronach świeżych wariacji. Tam, gdzie francuska czarodziejka utkała dywan ze świeżych owoców, młodych liści i pędów, dodała szczyptę słońca i trochę ciepła, dziecko Kaukazu spowiło cytrusy pajęczyną, srebrzystą nicią połyskującą w słabym świetle księżyca po nowiu. Oboje wzbili się na wyżyny twórczych możliwości, sypali ostrymi asami, ale żadne z nich nie wygrało, bo w końcu kto mi powie co jest lepsze: Wielki Mur Chiński czy Burj Dubai? Porównywanie to trudna sztuka, więc nie będę się silił na takie sądy.

Po prostu „cytrusy”. Taką opinią można zakończyć dywagacje na temat Honore’s Trip, ale popełnione niedopatrzenie mogłoby się zemścić w przyszłości, kiedy może zabraknąć nam punktu odwołania do kompozycji wzorcowej w tym temacie. Olivia ma ikrę. Prawie widzę jak przemyka po śródziemnomorskiej plantacji, zrywa z drzew owoce i szybko śmiga do swojego laboratorium wytłaczać pachnące olejki. Tutaj taka mała dygresja na temat produkcji olejków z owoców cytrusowych, bo pewnie część osób nie wie, że w wypadku tych roślin olejek otrzymuje się nie przez destylację (jak większość innych), ale przez wytłaczanie na zimno, czyli po prostu przez robienie masakry na owocach. W Honore’s Trip czuć bardzo wysoką jakość olejku cytrynowego, który w fenomenalny sposób wygrywa świetliste dźwięki. Dopiero po pewnym czasie kompozycja zaczyna się ocieplać, otaczać słodką radiacją i wydobywać lekko drzewne elementy. Absolutnie nie ma tu żadnych drzazg, same owoce też są idealnie okrągłe, zapach niesie się w atmosferze nad wyraz przyjemnej. Dziwię się, że coś takiego mogło powstać jako produkt organiczny, gdzie wybór składników jest bardzo ograniczony. Giacobetti po raz kolejny pomachała różdżką nad kolbami i pokazał, że mogło takie coś powstać.

Świeża pościel, proszek do prania, naftalina, pajęczyna, rosa na koniczynie, głodny pająk, wietrzny świt, kocia sierść. Takie obrazy niesie Cologne pour le Matin, czyli bogato jest, nie ma co. Ten zapach niby jest cytrusowy, ale mimo olbrzymiego udziału tych owoców mam wrażenie, że o odbiorze decydują małe ilości innych składników. Ten zapach jest tak czysty i tak głodny, że aż ciarki po grzbiecie przechodzą a ja po raz kolejny utwierdzam się w przekonaniu, że lawendy nie cierpię prawie tak jak ambry, a może nawet bardziej. Nie zmienia to faktu, że malowane wizje są kapitalne i zapach jako taki jest po prostu majstersztykiem. Otwarcie cytrusowe z podbiciem ziołowym jest wstępem dla gry świeżej lawendy, która przyjmuje jakąś pajęczą postać od której nie mogę się uwolnić. W kategorii zapachów lekkich Cologne pour le Matin może uchodzić za zapach hardkorowy i przerażający wręcz. Doceniam taką twarz lawendy, ale te długie, cienkie odnóża są nie do zaakceptowania, nawet w tak sterylnej atmosferze jaką zrobił Kurkdjian.

To tyle na razie w kwestii cytryn, pomarańczy, bergamotek i grejpfrutów. Do tematu w znacznie obszerniejszej formie powrócę w przyszłości z nadzieję, że moje umiejętności wystarczą, żeby to jakoś sensownie przedstawić.

Maison Francis Kurkdjian, Cologne pour le Matin
Nuty: bergamota, cytryna, tymianek, lawenda, neroli, piżmo
Rok powstania: 2009
Twórca: Francis Kurkdjian

Honore des Pres, Honore’s Trip
Nuty: mandarynka, pomarańcza, cytryna, pieprz, papryka pimento, żywice
Rok powstania: 2009
Twórca: Olivia Giacobetti

Fot. nr 1 z flog.pl

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments