30 sierpnia 2010

Etat Libre d’Orange Divin’Enfant

„Dziecko może być urocze, ale może też denerwować swoją zaborczością. Ujmuje nasze serce słodkim, anielskim uśmiechem, ale także wie jak doprowadzić nas do szewskiej pasji. Pod skrzydłami aniołka ukrywa się fałszywe, demoniczne niewiniątko.(…) Miniaturka tyrana. Jest zadowolony tylko wtedy, gdy spełnia się jego kaprysy. Cóż za słodki mały potwór.”

Ostatni z zapachów Etat Libre d’Orange, którego nie zdążyłem poznać. Czytając opis producenta dochodzę do wniosku, że to perfumy zainspirowane małym Marcinem, więc grzechem byłoby odpuścić sobie zapach poświęcony swojej osobie. Czyż nie?

A wracając do ścisłych ram, które można zbadać lodowatym spojrzeniem rozumu, muszę stwierdzić, że Divin’Enfant jest fajny. Pamiętam, że robiąc zakupy w Horn & More spryskałem nim blotter, który wsadziłem do torby. Po wyjęciu zeń rzeczy wewnątrz iskrzył słodki, podbity industrialnym brzmieniem zapach. Właśnie Divin’Enfant. Jeden psik miał moc porównywalną z wylaniem całej próbki innych perfum. Wiedziałem, że będę musiał go solidnie poznać, bo w moim „etatowym” zestawie próbek akurat tej jednej zabrakło. Dopiero później patrzyłem jaka jest otoczka tych perfum, i dobrze się stało. Brak zapachowych uprzedzeń to przecież rzecz bardzo istotna w ocenie krytyka.

Boskie dziecko dzieckiem może i jest, ale na pewno nie gatunku Homo sapiens. Przypomina wielkiego miśka Haribo koloru czerwonego (moje ulubione), w którym pełno jest przewodów, tranzystorów, diod i innych maszynerii. Klimatów futuryzmu nie sposób odmówić temu żelkowemu bachorowi, choć nie mówię, że nie jest to przyjemne. Nuta ogrzanej żelatyny malinowo-truskawkowej nie musi być przecież zła. W ten sposób tworzony jest obraz ogólny perfum. Na jego postawie możemy posunąć się do twierdzenia, że Divin’Enfant to przede wszystkim nuta róży (nadaje owocowy, słodki posmak), kawy (kręci w nosie, świeżo zmielona, bez żadnych mlek i cukrów) i pianek marshmallow (która bardziej schodzi w klimaty grzanych żelków jak już pisałem).

Sam początek przypomina zapach ksera i cukru. To jedyny moment, w którym smakosze klasycznych pudrowanych pianek mogą poczuć się spełnieni. Kompozycja miota iskrami kwiatu pomarańczy i małymi pociskami słodyczy, ale jednocześnie zaczyna rozwijać nutę elektryczną. W sumie po 20 minutach ten początkowy obraz znika i powstaje wielki, czerwony Miś. Podczas tej zmiany czułem też nutę przypominającą lawendę. Swoista dawka czystości, sterylności wręcz to pożądany element i wpisuje się w poczet zalet bez dwóch zdań. Przez moment można nawet doszukiwać się podobieństw do New Haarlem, które oprócz lawendy bogate jest przecież w kawę występującą tutaj też.

Podobają mi się zapachy Etat Libre d’Orange. Przez ostatnie dni nosiłem Divin’Enfant z wielką przyjemnością i z wielkim zainteresowaniem, ale problem jednak jest. Wydaje mi się, że z nim może być jak z dobrym filmem. Raz obejrzany, za drugim razem nie wzbudzi takich emocji. Kiedy testowałem ten zapach to z niecierpliwością czekałem na każdą następną nutę, prawie jak dziecko na Pokemony. Kiedy już wszystko zostanie wyłożone na ławę to „zajefajność” zniknie, rozpłynie się jak pianka w ustach może rzec.

Nuty: marshmallow, kawa, róża, kwiat pomarańczy, ambra, tytoń, skóra, piżmo
Rok powstania: 2006
Twórca: Antoine Lie
Dostępność, linia, cena: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy 270 zł w Horn & More

Fot. nr 2 z wikipedia.com
Fot. nr 4 z static.desktopnexus.com

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
7 lat temu

Nie zgadzam się z opinią na temat dobrego filmu. Dobry film jest dobry przy każdym oglądaniu, delektuje się człowiek każdą dobrą sceną (nawet znaną na pamięć), odkrywa nowe smaczki, przeoczone szczegóły. Dobrym filmem nie można się znudzić.
Na atrakcyjności tracą filmy kiepskie i takie sobie.
Pozdrawiam ciepło
I_Graszka

Dorota
Dorota
1 rok temu

Ten zapach przypomina mi…
Wydech alkoholika po winie plus zapalanie starych skrętów mdło mdło co najciekawsze już kiedyś czułam ten zapaszek I już wiem co to jest
Tak ależ oczywiście tak pachniał krem do golenia taki który sie pędzlem rozciera . Te perfumy to porażka śmiem twierdzić nawet ze trąci z lekka ciepłym moczem
A i jeszcE jedno taki zapaszek pamietam ze starych autobusów z tych siedzeń starych i wysiedzianych.
Nie czyje nic przyjemnego zapach niestety przyprawia mnie o mdłości mało tego czuje sie chora po nim . Coz za rozczarowanie nikt normalny nie chciałby pachnieć nałogowym palaczem który jest na gazie i trawi litry wina słodko i mdło