Ktoś mógłby spytać co zapach za 80 zł (i to za 150 mL) robi tutaj, w królestwie zapachów idealnych, ładnych, poruszających, obrzydliwych, rozczarowujących. To w sumie proste. Zaskakuje. Już sama marketingowa otoczka sprawia, że żarówka powinna się zapalić. Nike mówi o mocy drzew, niespożytej energii jaka może nas wzmocnić. To w końcu zielona burza roślin.
Statystycznie rzecz ujmując Green Storm powinien pachnieć popłuczynami, melonami, arbuzami i innymi genetycznie modyfikowanymi zielskami w rozcieńczeniu nieskończonym. A tu kicha, że się tak wyrażę. Jest ostro, dymnie, i na pewno nie w stylu Nike. Ja wiem, że posunięcie się do twierdzenia o niszowym charakterze tego zapachu może wyglądać dziwnie, ale jak będziecie w Rossmannie czy inszej małej drogerii to koniecznie powąchajcie Zieloną Burzę, i sami oceńcie. Wróćmy do zapachu. Początek jest zielony, zawieszony między ostrzami traw, szorstkim piachem a palącym się drwem. Pokusiłbym się o szukanie wetiwerowych konotacji, ale tej ingrediencji w składzie nie ma. Jest za to piołun. Trochę za bardzo przykurzony, ale da się to znieść, bo Green Storm nigdy nie wchodzi w mononutowe, nudne akordy. Przez to, pod kątem sztuki perfumeryjnej to bez wątpienia zapach świetny. Potwierdzeniem tego niech będzie baza, gdzie nie znajdziemy chemicznej pulpy piżmowej, ani nawet niezidentyfikowanych zlewek. Końcówka jest jędrna, ciemnozielona, pulsująca, trochę pachnie apteką, może szpitalem, ale absolutnie nie jest to wada.
Żeby nie było, że ściemniam to przyznam się do zakupu butelki. Green Storm nosi się na mojej skórze rewelacyjnie. Dla kogoś kto lubi zielone klimaty absyntowe i kadzidlane to kompozycja do obowiązkowego poznania. Kuzyn Jade Oliviera Durbano.
Nuty: aoud, pieprz, piołun, drzewo cedrowe, lawenda, drzewo sandałowe, bergamotka, kwiat pomarańczy, piżmo
Rok powstania: 2010
Twórca: b.d.
Dostępność, linia, cena: 150 mL wody toaletowej w Rossmannie kosztuje 83 zł; w linii również dezodorant za około 15 zł
Fot. nr 2 za farm3.static.flickr.com