Do premier Gucci zawsze podchodzę z ciekawością. Ze względu na przeszłość, ale i na teraźniejszość, bo niedawne dziecko Gucci by Gucci było też zapachem dobrym co najmniej. Guilty nie jest nawet latoroślą średnią. Marność nad marnościami. Spot TV też cieniutki jak struga kociego moczu. Niby zapach przeznaczony dla „śmiałej i odważnej glamgirl, dla której liczy się tylko przyjemność”, ale sama kompozycja nie dostarcza ani pół grama rozkoszy.
Perfumy bez historii. Rozwodnione kwiatki położone na chemicznymi molekułach utrwalaczy. Początek idiotycznie słodkawy. Pewnie to ma być ta brzoskwinia. Później pojawia się laboratoryjny, kwiatowy akord żenady. Dzięki Bogu, Guilty jest tak cichy, że nawet obficie spryskane nim ciało nie chce pachnieć, więc wielkich tortur się nie odczuwa. Na sam koniec ląduje już w sterylnej niby-ambropaczuli. Nie ma o czym pisać. Te perfumy nie powinny powstać. Wtórność, taniocha i odpust po prostu. Nic więcej. Czy komuś to się może podobać?
Nuty: mandarynka, różowy pieprz, brzoskwinia, ambra, paczula, geranium, bez
Rok powstania: 2010
Twórca: powinien się wstydzić
Cena, dostępność, linia: 30, 50 i 75 mL jako woda toaletowa w perfumerii Douglas