Dziś o ostatnim zapachu kapitalnej islandzkiej marki jaką jest Andrea Maack Parfums. Sharp to zdecydowanie najmniej przyjazne perfumy w dorobku tej firmy. Niszowe pełną parą i przez to skierowane do wąskiego grona odbiorców… do wielbicieli obrzydliwej nuty jaką jest…
Kompozycja jest tak traumatyczna, że gotów byłem uwierzyć w nieświeżość mojej próbki. Pobiegłem do GaliLu i porównałem z testerem. Próbka była dobra. To po prostu sam zapach przywiewa na myśl stare zepsute perfumy. Dla mnie pachnie ozdobnym flakonem, który pokryty jest tłustym kurzem na oświetlonej łazienkowej półce. Pewnie nie raz i nie dwa wiedzieliście takie egzemplarze u znajomych w domach. Tragedia po prostu!
Kwiat pomarańczy w Sharp faktycznie jest wyraźny. Bardzo wyraźny, ale przy tym skwaszony, śmierdzący, pozbawiony słonecznej maniery i tropikalnych akcentów. W składzie zresztą sypią się tony syntetyków, od piżma do niejaką „skórę anioła”. Bleee!!!
Poza tym są to perfumy jednolite, płaskie, nudne. Nie wierzę, że stoi za nimi ten sam nos, który zrobił Smart i Craft — parę zapachowych majstersztyków. Powiem Wam, że Sharp leży na łopatkach całkowicie, kiedy porównuję go do kwiatu pomarańczy Lutensa. Mojego ideału w tej materii. Zaznaczam jednak, że dla wielbicieli nuty może okazać się to zapach interesujący. Tak jak Incense Kamali ma swoich zwolenników.
Ja nie polecam.
Nuty: kwiat pomarańczy, piżmo, wanilia, skóra anioła
Rok powstania: 2010
Twórca; b.d.
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody perfumowanej zapłacimy w GaliLu 320 zł
Fot. nr 1 z blog.icelanddesign.is
Fot. nr 2 z wilton.com