Kąpię się raz na kilka miesięcy, albo jeszcze rzadziej. Pominę z tego powodu kwestię kosmetyków do kąpieli, a skupię się na codziennej czynności higienicznej, jaką jest prysznic. I nie będę rozprawiał o konieczności rozpoczęcia w ten sposób dnia, czy trosce o nawilżenie skóry. Dziś napiszę o podstawowych błędach, wadach i zaletach korzystanie z takich, a nie innych żeli pod prysznic przez pryzmat „zużywacza” perfum.
Technologiczne założenie przy produkcji kosmetyków myjących jest takie, że nie mogą nadawać ciału trwałego zapachu. Na jednym z wykładów usłyszałem, że dopuszczalne jest jedynie stworzenie nieokreślanej dokładnie „aury świeżości”, a i to głównie miało dotyczyć szamponów.
O ile dla przeciętnego Kowalskiego kwestia zapachu żelu pod prysznic jest sprawą, na którą nie zwraca bacznej uwagi, o tyle dla nałogowca perfum bywa zupełnie inaczej. Musimy zdać sobie sprawę, że na rynku większość środków myjących posiada na tyle skomplikowane kompozycje zapachowe, że przynajmniej jakaś ich część może pozostać na skórze nawet po spłukaniu.
Między bajki włóżcie opowieści o tym, że żel o zapachu melona ma aromat złożony z jednego składnika (bo taniej, bo teraz są syntetyczne molekuły, bo tu nie chodzi o zapach). Nawet najtańsze żel mają co najmniej kilkunastoskładnikowe formuły. Wystarczy, żeby ułamek jakiegoś został na skórze i już może wprowadzać chaos w rozwoju misternej kompozycji naszych ulubionych perfum. Kosmetyki myjące muszą przejść testy alergiczne i jeśli poziom substancji, które zostają na skórze mieści się w normie, to nikogo nie interesuje, czy nie zaszkodzi on naszym perfumom. Przy okazji powiem, że standardowe badanie polega na umieszczeniu kosmetyku na oku królika, ale o tym innym razem, bo teraz aż szkoda słów.
W każdym razie perfumomaniak ma wyjścia trzy, z których żadne nie eliminuje całkowicie problemu, ale skutecznie go minimalizuje:
1. Stosowanie żeli pod prysznic o zapachach szybko ulatujących ze skóry. Cytryna, trawa cytrynowa, grejpfrut, mięta, ale przede wszystkim pomarańcza.
W takich żelach pod prysznic nie stosuje się utrwalaczy zapachu, a dodatkowo olejki cytrusowe używane w produkcji nawet najtańszych kosmetyków są pochodzenia naturalnego (szczególnie pomarańczowy), więc szybko znikają ze skóry.
Najlepszą propozycją z tej grupy wedle moich testów jest kremowe mydło pod prysznic o zapachu pomarańczowym marki Ziaja. Jego niewątpliwym atutem jest cena. Poniżej 10 zł za 500 mL. Wydajne, pięknie pachnące podczas mycia, i szybko znikające „po”.
2. Stosowanie bezzapachowych żeli po prysznic. Tutaj jest pewien szkopuł, bo jak żyję to nie poznałem zupełnie bezwonnego kosmetyku (poza wodą termalną). Wszystko pachnie, choć doceniam starania wielu firm w tej dziedzinie.
W tym roku w polskiej sieci Rossmann debiutowała linia organicznych kosmetyków Alterra. Ja polecam dwa w jednym, czyli żel pod prysznic i do włosów. Absolutny hit, choć mógłby być bardziej wydajny. Za 250 mL zapłacimy około 8 zł.
3. Możemy też stosować żele z linii uzupełniającej naszych perfum. To dobre rozwiązanie, jeśli mamy jeden lub kilka swoich ulubionych zapachów. W przypadku większych kolekcji bywa kłopotliwe i dość kosztowne. Choć znowu przyda się świadomość, że nigdy zapach perfum nie będzie w 100 % zgodny z kompozycją o tej samej nazwie w żelu pod prysznic lub balsamie. Formuła do roztworu alkoholowego perfum musi być inna od tej w pozostałych kosmetykach.
Na sam koniec powiem, żeby unikać żeli kwiatowych. Zawierają sporo cięższych molekuł, które zostaną na skórze nawet przez kilka godzin. Z tego powodu powinniśmy odrzucić również żele o zapachu gourmand (migdałowe, miodowe, czekoladowe, waniliowe, cięższe owocowe (np. malina, truskawka…)). Nie polecam też zapachów w stylu „powiew bryzy”, „wiosenna łąka”, „las po deszczu”, ponieważ trudno przewidzieć, co siedzi wewnątrz takiej kompozycji zapachowej.
Fot. nr 1 z tapeciarnia.pl
Fot. nr 2 z menhealth.com
Fot. nr 3 z letstalkbabies.com