1 września 2011

Etro Messe de Minuit vs. Robbie VanGogh Ubermensch

I w końcu pojawi się recenzja perfum, które określane były mianem „ekstraktu z grobu”. Pamiętam jeszcze wrzawę, jaka towarzyszyła Messe de Minuit w pierwszych chwilach obecności w Polsce: „gnijące mięso”, „rozkopana mogiła”, „pogrzeb w środku lata”. Były też skojarzenia mniej emocjonalne, które łączyły zapach Etro z cynamonem, miodem i… Czytaj dalej… kadzidłem. Potem kompozycja spowszechniała i słuch o niej niemal zaginął. Nurt, w którym płynęły strugi Mszy o Północy wysechł. Dopiero wczoraj, podczas testów nowego (i chyba najbardziej normalnego) zapachu Roberta Dentona, nachodziły mnie dziwne skojarzenia. Zanim nos i mózg połączyły Ubermensch z Messe de Minut minęło trochę czasu. Później była akcja… Szuka w piecu i w kominie, w mysiej dziurze i w pianinie. Już podłogę chce odrywać, już policję zaczął wzywać… JEST! Mam próbkę.

Obie kompozycje obsadziły w rolach pierwszoplanowych cynamon. Jednak od razu zaznaczam, że nie jest to wybitny pierwszy plan. Kto wąchał Etro wie, że raczej nie sposób nazwać go cynamonowcem. To dominacja subtelna niczym w konurbacji woni. Podobnie jest w perfumach Robbie VanGogh. Wobec tego wszystko sprowadza się do niuansów i wymaga uważnego, spokojnego wąchania.

Messe de Minuit rozpoczyna się zeschniętymi cytrusami, które emanują jednak zimnem z kadzidlanego przeciągu. Jest dziwnie i nietypowo. Rzadko dane jest celebrować takie połączenia składników. Na te przesuszone owoce zaczyna prószyć starta kora cynamonowca. Lecący z góry pył wyraźnie traci ładunek palącej goryczy i lekko się wysładza. Nie ma więc piekących strumieni eugenolu i aldehydu cynamonowego, które zostały w dużej części zastąpione sacharydami. Ta przejmująca słodycz wywołuje w niektórych poczucie obcowania z zeschniętymi kwiatami. I coś w tym jest, bo Messe de Minuit trudno połączyć z kategorią słodziaków jako takich. Osobiście jestem skłonny uwierzyć w zbawcze działanie absolutu z miodu, który odpowiada w dużej mierze za klimat tych perfum. Wydaje mi się, że właśnie ten składnik trzyma kompozycję w tych niesamowitych obszarach i temperuje grę ważniejszych, bardziej ekspansywnych ingrediencji. Bo w Mszy o Północy jest też kadzidło. Pisałem o nim zresztą parę zdań wyżej. Ono również trzyma się z tyłu. Gdyby uznać, że miód jest w tej kompozycji podłogą, na której rozgrywa się akcja, to kadzidło jest powietrzem, lekkim podmuchem wiatru, który przenika w cichym brzmieniu całość obrazu. To piękny zapach, ale trudny w noszeniu i oswojeniu, wymagający wiele uwagi i chęci od człowieka. Zazwyczaj zbyt wiele, więc Msza o Północy kurzy się na półkach tych, którzy próbowali…

Ubermench kadzidła nie zawiera. Podobno Robert Denton tworząc te perfumy postawił na ich uniwersalnie męski wydźwięk (dodam, że Messe de Minuit to też oficjalnie perfumy dla Panów). Trudno jednak z tym się zgodzić, ale o tym poniżej.

To również cynamon na pierwszym planie. W tym przypadku rysuje się on nawet wyraźniej niż w Messe de Minuit. Robert Denton przedstawił też znacznie bogatszy wstęp do pachnidła. Pozbawione wody cytrusy oczywiście są istotną siłą, ale głowa jest roziskrzona, pełna ostrości. Sugerując się spisem składników wnioskuję, że to anyż i czarny pieprz… i coś jeszcze. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czuję tu jakieś ciemnozielone ostrze, choć prawdopodobnie to sprawa anyżu. A może tytoniu?. Później wypływa na wierzch istotny szkopuł. Pozbawiona miodu kompozycja nie jest tak ścisła i nabiera większego wymiaru. Nie rozbiega się chaotycznie, ponieważ wanilia, ambra też potrafią mocno trzymać liny. Zauważam jednak, że te sznury są luźniejsze i każdy ze składników ma większe pole do gry. Nie wiem, czy to zaleta, czy wada… Na pewno to fakt. Cynamon z powodu tej bazy znowu nie kręci w nosie, ale podobnie jak w Etro roztacza wokół siebie ciepłą poświatę. Jest słodki, ale nie za słodki. I o ile do tej pory dwa zapachy są dość podobne to później oddalają się od siebie znacznie bardziej. Ubermensch nabiera dymnej, zawiesistej maniery. Naprawdę cieszę się, że nie widzę wtedy lawendy i olejku cyprysowego – dwóch ingrediencji, których szczerzę nie znoszę. Denton przedstawia bazę w barwach czerni i brązu. Jest tam duży ładunek drzewnej słodyczy bez waniliowych konotacji i dymu, ale nie z olibanum. To smugi ciężkie, bardziej przypominające palone liście lub spalaną grudkę bursztynu… Czy tylko mężczyźni mogą roztaczać takie wonności wokół siebie? Po lekturze blogów i for internetowych wiem, że nie.

A w pojedynku jest 1:1. Etro bardziej widzę dla fanów kadzideł wysokich i lekki typu Bois d’Encens i Rock Crystal. Ubermensch skręca w stronę Burning Leaves i Black Tourmaline. Oczywiście jeśli rozpatrujemy tylko pod kątem dymu, bo trudno przecież mówić, że Msza jest podobna do Kryształu Górskiego.

Etro Messe de Minuit
Nuty: pomarańcza, bergamotka, mandarynka, mirra, olibanum, cynamon, labdanum, miód, ambra, piżmo, paczula
Rok powstania: 1994
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa; za 50 mL zapłacimy 335 zł, za 100 mL 445 zł w perfumerii Quality Missala
Trwałość: średnia; około 4-5 godzin

Robbie VanGogh Ubermensch
Nuty: cytrusy, anyż, lawenda, czarny pieprz, bylica, tytoń, wanilia, cynamon, ambra, cyprys, drewno cedrowe, skóra
Rok powstania: 2011
Twórca: Robert Denton
Cena, dostępność, linia: za 30 mL wody toaletowej zapłacimy 195 zł na matitrading.pl
Trwałość: zabójcza; od rano do wieczornej kąpieli

Fot. nr 1 z tapety.joe.pl
Fot. nr 2 z nathanbranch.com
Fot. nr 3 z ray2629.tumblr.com
Fot. nr 4 z matitrading.pl
Fot. nr 5 z northcom.mil
Fot. nr 6 z thespiceloftproject.blogspot.com
Fot. nr 7 z wikipedia.com

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
12 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Beata
Beata
12 lat temu

Bardzo inspirujące porównanie, ale potwierdza moją tezę, że są to zapachy wtórne. Ten marihuanowy jak Black Afgano, ten jak Messe.

BTW, nawet butelki ma trochę podobne do Nasomatto.

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

dobry tekst

reader
reader
12 lat temu

Trzeba się będzie targnąć na próbki widzę. 😉
A wąchałeś nowe Varvatosy, które pojawiły się w Douglasie? Pzr.

Łukasz
12 lat temu

Marcinie, wąchałeś już Ikara od Sisley? Ja dzisiaj w Galerii Krakowskiej przelotnie. Elegancki jest.

Olfaktoria
12 lat temu

Zgadzam się – naprawdę dobry tekst. Widać, że w napisanie go włożyłeś sporo pracy 🙂

Marcin Budzyk
12 lat temu

* Beato. To po prostu luźne porównanie. Najlepiej samemu przetestować.

* Anonimowy. Dziękuję. 🙂

* reader. Tak, wąchałem. Dobre są. Niedługo może zagoszczą na NMP.

* Łukaszu. Jeszcze nie. Pewnie niedługo się to zmieni.

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Interesujące. Po przeczytaniu aż się prosi sprawdzić, jak bardzo wtórny jest Robbie VanGogh. Ciekawe, jak będzie się trzymał na mojej skórze?! Nie wierzę, że tak długo czyli od rana do rana … to byłby hit!

Anonimowy
Anonimowy
11 lat temu

Czy ktoś wie, gdzie mogłabym zakupić próbkę "Messe de Minuit"?

Marcin Budzyk
11 lat temu

Najprościej na missala.pl

Anonimowy
Anonimowy
11 lat temu

Dziękuję. 🙂

Jędrucha
Jędrucha
9 lat temu

Co to za kalka tłumaczeniowa – Msza o północy??!! Po prostu Pasterka – tak się ta msza nazywa i jest to najbliższe tłumaczenie z jez. francuskiego na jęz. polski. Nic dziwnego, że niektórym nazwa Messe de Minuit kojarzyła się z Czarną mszą a w konsekwencji z gnijącym mięsem, ot i cała tajemnica postrzegania niezwykłości tego zapachu.

Rita Stein
5 lat temu

Messe de Minuit są jak kochanek, którego się nie chce, ale do którego się ciągle wraca – choć na jedną noc. Najpierw niby dobrze, póżniej ból głowy i niechęć – a wreszcie tęsknota….takie emocje towarzyszą temu zapachowi. Ma w sobie coś czemu trudno się oprzeć) Może to wspomnienie kościelnego kadzidła z małego wiejskiego kościoła, do którego zabierała babcia? Może to wspomnienie suchych jesiennych liści szeleszczących pod butami w piękny listopadowy wieczór? Nie wiem. Ale wiem, że jest to zapach utkany ze wspomnień i za to go cenię.