Ciekawy pomyślany flakon zachęca do testów, a magnetyczny korek może wręcz robić za zabawkę. Strona wizualna, jak to już bywa o Muglera, jest dopracowana do perfekcji. Zresztą twarzą lżejszej wersji Anioła została sama Eva Mendes. W dzisiejszych czasach to recepta na sukces, który Angel EdT na pewno odniesie. Jednak czytelników tego bloga pewnie bardziej interesuje to, co dla oczu niewidoczne, czyli sam zapach.
I tu, z bólem serca, muszę stwierdzić, że wersja Eau de Toilette straciła całą niepowtarzalność, całą trudność i bezkompromisowość, z jakiej znany był klasyk. Ja rozumiem, że z definicji Angel EdT musi być lżejszy od Angela EdP, ale tutaj zmiana spowodowała olbrzymi spadek jakości doznań. Nie ma ziemistej nuty metalu, nie ma drapieżnej paczuli, że o trupim akordzie nie wspomnę. To, co dostałem we flakonie w kształcie komety przypomina bardziej bazarowe podróbki wody perfumowanej, niż jej lżejszą wersję.
Początek jest cytruskowaty i słodziutki, płaski. Później jest znowu słodko, łatwo i przyjemnie. Natomiast baza nie jest już taka. Zaczyna wiać chemią i kiepskiej jakości piżmami. W ogóle mi się nie podoba.
Płacz, nie płacz. Angel EdT jest pozbawiony skrzydeł i nikt, kto zachwyca się klasykiem nie powie, że to nie jest prawda. Aha, i jeszcze jedno! Pojawienie się tej wersji skutkuje zaprzestaniem produkcji Innocent’a. Śpieszmy się kupować pozostałe na rynku flaszki, bo szybko odchodzą do Krainy Wiecznych Łowów.
Nuty: bergamota, czerwony pieprz, praliny, czerwone owoce, paczula, piżmo, wanilia, drewno cedrowe
Rok powstania: 2011
Twórca: Amandine Maret
Cena, dostępność, linia: nie pamiętam ceny; stoją na półkach w Douglasie
Trwałość:
Fot. nr 1 z talkingmakeup.com
Fot. nr 2 z wiocha.pl