17 października 2011

Annick Goutal Mon Parfum Cheri — bohaterka filmu lat. 40.

Gene Tierney w filmie Laura
Otto Premingera (1944).

Annick Goutal z ilościa powieszonych na niej psów mogłaby stać się właścicielką największej nekropolii dla zwierzaków. Kochamy je na niej wieszać! Bo perfumy były za słodkie, kwaśne, gorzkie, bo miały brzydkie butelki i nastawione były na masy. W ogniu krytyki firma sięga po motyw dotychczas niewykorzystany — lata 40. w kinematografii. I w szokujący dla siebie sposób tupie o podłogę.

Za kompozycją zapachową stoi Isabelle Doyen, która niejednego zęba starła na niszowych perfumach. Okazuje się, że Francuzka potrafi z siebie wydobyć zdolność do tworzenia prawdziwej sztuki. W niepamięć puśćmy więc grzeszącą słabością Le Mimosa i zatopmy nosy w Mon Parfum Cheri. To paczula. Wersja ziemista, ale lekko słodka. Gdzieś w tle strzelająca pojedynczymi nabojami z wytrawnym czerwonym winem. Jest jeszcze irys, który nie wnosi do zbioru doznań kwiatowych elementów. Jako roślina, z której do produkcji komponentów perfumeryjnych wykorzystujemy kłącze, jest wzmocniony o pudrową, zieloną i lekko drzewną nutę.

Czy tak pachniały posągowe kobiety-wampy z filmów noir? Mnie z tym klimatem nieodłącznie kojarzy się róża, której w Mon Parfum Cheri brak. Zamiast nich są przyprawy. Nie w ilościach zawstydzających, ale wyczuwalnych. Jest palący eugenol, może i ziele angielskie, złocący się szafran? Te elementy dość linearnie pływają po powłoce z paczuli, ale nie jest to ujma. Dzięki temu kompozycja nie traci

Mon Parfum Cheri.

ostrości i nie nuży. To zresztą chyba pierwszy zapach z portfolio Annick Goutal, który można testować wiele razy i nie mieć dość. Podczas każdej rundy perfumy potrafią inaczej rozwinąć się na skórze i inaczej zagrać dla nosa. A tu już komplement wielki.

I nawet dość zachowawcza pudrowa baza nie zniechęca do Mon Parfum Cheri. Zresztą mam wrażenie, że w tym przypadku słowo „zachowawcza” nie ma negatywnego znaczenia. Po ekscesach paczuli na początku trudno wyobrazić sobie równie mocną końcówkę. Zresztą zestawienie tylu silnych rzeczy sprawiłoby, że wszystkie byłyby nikłe i niewyraźne. Isabelle Doyen poszła ciekawszą drogą i wykorzystała kontrast. Zrobiła pierwsze „Niszowe” perfumy dla Annick Goutal.

Nuty: paczula, śliwka, fiołek, heliotrop, irys, przyprawy
Rok powstania: 2011
Twórca: Isabelle Doyen
Cena, dostępność, linia: za 50 mL wody toaletowej zapłacimy 335 zł; za 100 mL – 445 zł; dostępne tylko w perfumerii Quality Missala
Trwałość: średnia, około 4-5 godzin; zapach raczej bez ogona

Fot. nr 1 z corsetanddiamonds.com
Fot. nr 2 z buybuy.com

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
13 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Bardzo fajnie się czyta nową wersję. A sam opis zapachu też niczego sobie.
A z trochę nie w temacie. Planujesz opis nowego Chloe? Ala.

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Alu.. Tak, planuję (mówisz o wzmocnionym Love, Chloe oczywiście?). Niebawem. To będzie wręcz kontynuacja tej recenzji.

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Szczerze mówiąc nie bardzo rozumiem rozróżnienie na zapachy niszowe i inne (masowe?).
Czy chodzi tylk o kwestię ceny, która z definicji ogranicza dostęność drogich zapachów.
Czy pewnien element turpizmu, który powoduje, że pewnej grupie osób podoba się coś odrzucanego przez większość (niech żyje demokracja).
Dla mnie albo zapach się podoba, albo nie. Nie ma znaczenia, czy pochodzi z niszy, czy z jakiegoś inneg miejsca 🙂
Pozdrawiam
Nebelwerfer

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Cześć !
Pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcą Nebelwerfer. Nie chodzi tutaj ani o cenę, ani o element turpizmu, chociaż obydwie rzeczy mają wpływ na to, że dane perfumy nazywamy niszowymi, ale jest to raczej sprawa wtórna. Wiele niszowych marek to autorskie projekty perfumiarzy, lub pasjonatów zatrudniających perfumiarzy, gdzie nie liczą się rynkowe trendy, słupki sprzedaży i marketing ( na który najczęściej i tak nie starczyłoby budżetu ). Jedyne co się liczy to nieskrępowana inwencja, wyobraźnia i bezkompromisowe podejście. Natomiast użycie rzadkich i drogich w pozyskaniu ingrediencji, rzutuje na cenę. Ja zamiast niszy, wolę na własne potrzeby używać terminu " perfumiarstwo artystyczne ", bo wydaje się to bardziej precyzyjnym określeniem. Oczywiście i wśród tzw. marek niszowych zdarzają się " farbowane lisy ", ale te dość łatwo namierzyć i zidentyfikować ( a potem szerokim łukiem omijać ). Natomiast co do inkryminowanego aspektu " brzydoty ", odrzucanej przez większość, to powiem tyle, że snu mi to z powiek nie spędza. Sztuka perfumeryjna – jak każda inna zresztą gałąź sztuki – wymaga zaangażowania odbiorcy, pasjonackiego podejścia, co często wiąże się z koniecznością autoedukacji, a co za tym idzie podjęcia pewnego wysiłku. A współczesna " kultura " konsumpcji i szybkiego zadowolenia, odrzuca wysiłek jako taki. Ot i cały sekret " turpizmu ".
Pozdrawiam –
Cookie

Marcin Budzyk
12 lat temu

Ten komentarz został usunięty przez autora.

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Nebelwelfer. Nie, nie chodzi o ceną. Nie chodzi też o brzydotę.

Ja niszę rozumiem tak jak napisał Cookie. I to jest definicja powszechnie przyjmowana przez fanów niszy.

Jednak w środowisku biznesowym zapachy niszowe są niestety definiowane inaczej. To po prostu perfumy marek o ograniczonej dystrybucji. Marek w ujęciu całościowym. To, że Dior wypuści zapach X tylko dla kilku sklepów na świecie nie czyni perfum X niszą, bo marka jako taka jest nieniszowa.

Powyższa definicja funkcjonuje np. podczas selekcji perfum na targach perfum niszowych.

*Cookie. Pozwól, że skupię się na jednym wycinku Twojej wypowiedzi.

"gdzie nie liczą się rynkowe trendy, słupki sprzedaży i marketing."

Liczą. Bardzo liczą, ale o tym się nie mówi. W Europie główny dystrybutor perfum niszowych (wielka korporacja nomen omen)- Intertrade (Nasomatto, Bond No.9, Byredo, Boadicea i wiele in.) narzuca wymagania dotyczące sprzedaży, który perfumerie niszowe muszą wypełnić, jeśli chcą mieć markę w swojej ofercie. Konsultantki niszowe są pod większą nawet presją, niż te z Douglasa, ale są też nieporównywalnie lepiej wyszkolone. Jeśli klient szuka mrocznego kadzidlana to Pani sprzedawczyni mając do wyboru zapach X i zapach Y (oba są kadzidlakami) będzie próbowała sprzedać ten, który jeszcze nie wyrobił zapisów umowy z dystrybutorem.

Niestety perfumy niszowe to krwawy biznes ubrany w perły. Dlatego nie mogę czytać i słuchać właścicieli perfumerii, bo ciśnienie mi skacze za bardzo.

Kiedyś właścicielka jednej z nich napisała mi tak:

"…wbijanie kija w mrowisko niekoniecznie wyjdzie na dobre tym którzy, ciagle jeszcze wierzą, że za pięknymi zapachami stoją zawsze piękni ludzie.
W każdym razie ja nie mam złudzeń."

Klienci perfumerii niszowych CHCĄ widzieć to jako bajkowy świat, w którym płaci się za sztukę, za nieszablonowość i luksus. Prawda jest jednak taka, że perfumy niszowe to dojarnia pieniędzy jak wszystko inne.

Choć czasami bardzo przyjemna i piękna. 🙂 To fakt.

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Witam ponownie.
To oczywiste iż ani marki niszowe, ani ich dystrybutorzy, ani wreszcie perfumerie gdzie te marki są dystrybuowane, NIE SĄ instytucjami charytatywnymi, i ja miałem tego świadomość. Rzeczywiście jednak nie miałem wiedzy o tym, że jest tam aż taka presja, ciążąca np. na konsultantach i sprzedawcach. Tu przyznaję moje spojrzenie było zanadto wyidealizowane.
P.S. Zachęcam Cię Marcinie do napisania artykułu, który już zresztą w sposób niezobowiązujący anonsowałeś, dotyczącego piramidy zysków ze sprzedaży perfum.
Zdrowia życzę –
Cookie

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Nieładny ten przytyk z perłami w stronę pani Missali.
Pistacja

Marcin Budzyk
12 lat temu

* Cookie. Pomyślę nad tym artykułem.

* Pistacjo. * Pistacjo. To żaden przytyk. To słowa jednej z forumowiczek z forum O Perfumach na gazeta.pl.
Niestety, nie mogę w tej chwili znaleźć tej strony. Z tego co pamiętam pisała to mettemarit lub m_martine.

RóżWKamieniu
12 lat temu

Przepraszam za offtop, ale ja chciałam o Mon Parfum Cheri. 🙂 Nie do końca rozumiem te zachwyty, bo dla mnie pachnie rozlanym winem domowej roboty w zimnej piwnicy. Jakoś nie byłabym w stanie zachwycać się perfumami, które przypominają tak wulgarne obrazy.

Muszę jednak powiedzieć, że testowałam MPC podczas brytyjskiego lata. A ta pora roku chyba nie jest najszczesliwsza do testow takich perfum.

Co do reszty to jest to bez znaczenia. Kupując bułkę i masło też daje zarobić innym. Kupując ubranie i kosmetyk również. Nie widzę powodu, żeby robić z tego sensację.
Pozdrawiam.

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

chyba nie lubisz, Marcin, marki Annick Goutal. Przyznam, ze osobiscie jestem rozczarowany. jakis czas temu kupilem Sables ale zapach absolutnie mi nie pasuje. Zastanawiam sie, czy Ninfeo Mio jest podobnym "dzielem", ktore jak sie chwile powacha jest OK ale do noszenia sie nie nadaje….

Ankar
12 lat temu

Dla mnie bardzo istotne pytanie, czy testują na zwierzętach?

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Różu. Tak, masz rację. Tego typu zapachy najlepiej testować podczas jesieni. Zimno, deszcz i wiatr wyciągają z nich jeszcze bardziej mroczne znaczenia. Dla Ciebie to jednak chyba będzie wada. 🙂

*Anonimowy. No cóż. Zapachy Annick można docenić za kunszt, za składniki, za pomysł, ale zazwyczaj czegoś im brakowało. Bardzo chwalę Ninfeo Mio (raczej na lato) i teraz nie dam złego słowa powiedzieć o Mon Parfum Cheri.

*Ankar. Nie wiem. W sieci też takich informacji nie mam. Jednak przy tak małej skali produkcji sądzę, że nie testują perfum na zwierzętach dorosłych, ale na kurzych zarodkach. I to nie oni sami, ale firmy, które wykonują analizy na ich zlecenia.

Oczywiście mogę się mylić. W Polsce tak to wygląda.