„Witaj Marcinie,
(…)Szukam perfum o zapachu goździka, cynamonu, ale chyba bardziej goździka. Zaopatrzyłam się w Bellodgię – jest ładna, ale to jeszcze nie jest goździk doskonały, chyba za bardzo vintage. Czytając Twe opisy na NMP wymyśliłam, że to może być Gaiac, ale nie mam pojęcia jak to pachnie, a nie kupię go bez wypróbowania. Czy masz jeszcze jakieś typy?
Justyna”
Justyno. Że temat bardzo pachnący Świętami to pozwolę sobie z przyjemnością odpowiedzieć na Twoje pytanie na łamach Nie Muzycznej. Na początek polecam wpis o olejku goździkowym samym w sobie. Mam nadzieję, że okaże się przydatną pigułą o właściwościach tej ingrediencji. A teraz przejdźmy do konkretów.
Gaiac raczej nie będzie dobrym wyobrem. On jest ciepły, drzewny, waniliowy. Goździki, owszem, są wyczuwalne, ale nie stoją w pierwszym rzędzie w tej kompozycji. Bellodgia nie jest mi niestety znana.
Jak już wspomniałem wcześniej (w mailu), polecam Kenzo Jungle (Elephantem zwane również). Goździki idealne, trochę słoniowate, trudne i piękne jednocześnie. Tylko błagam – nie psikaj więcej niż dwa razy. W większej ilości Słoń przemienia się w okropne pachnidło, którego jedynym efektem jest smród. Zauważyłem, że w przypadku tych perfum ludzie często się dopsikują, kiedy sami przestaną wyczuwać aromat. Jungle jest o tyle niezwykły, że szybko męczy nos noszącego i bardzo łatwo nim „zabijać” ludzi wokół.
Drugim typem jest niszowy zapach marki Miller et Bertaux – Om. To goździki dymne, drzewne i kadzidlane. Kompozycja jest spokojna, kontemplacyjna wręcz. Przy tym wszystkim nie zostawia długich i ostrych siekier za noszącym, ale bardziej lekką aurę. Niesamowite pachnidło.
Czysty goździk i tylko goździk to z kolei Clove Absolute marki Washington Tremlett. Myślę, że na świecie nie ma już bardziej monotemtycznych i bardziej goździkowych perfum. Jednocześnie jest to najbardziej realistyczny zapach tego składnika jaki znam. Niestety nie jest do dostania w Polsce :(.
Z niedostępnych nad Wisłą pachnideł warto wspomnieć też o Nez a Nez L’Hetre Reve. To zapach drzewny, piekący i skórzany. Brzydki, ale w tej brzydocie tkwi jego tajemnica. Nie jest też pozbawiony alkoholowych konotacji.
W Polsce dostaniesz za to rumową i waniliową wersję tej ingrediencji w postaci perfum Vanille nieżyjącej już Mony di Orio. To zapach piekący, słoneczny, suchy i niezwykle esencjonalny.
Uważam, że ciekawą propozycją mogłoby być też Rousse Lutensa. Ale uwaga! Zapach jest wycofany z polskiej dystrybucji i niebawem zniknie z półek wedle informacji, jakie udało mi się uzyskać. Rousse to przede wszystkim cynamon, nieco goździków i dużo drewna. Piękny, słodki drewniak.
Na sam koniec warto wspomnieć o Black Cashmere Donny Karan i polskiej kopii (podróbce?) tych perfum – Sale Perfume 01 Michała Szulca. To jednak klimaty przede wszystkim dymne, tłuste, drewniane, a dopiero później goździkowe.
Gdyby była potrzeba to próbki większości zapachów można zamówić przez internet z polskich perfumerii za nieduże pieniądze. A może Wy macie jakieś goździkowe typy, o których ja zapomniałem lub których nie znam. Jak coś to podzielcie się tymi informacjami w komentarzach.
Fot. nr 1 z natures-health-foods.com
Wszystkie inne z zasobów bloga.