Znacie bajkę o zbieraczu bambusu? Nie? To dobrze. Sama opowieść jest ciekawa i wyjaśnia, dlaczego najwyższy szczyt Japonii – Fudżi – jest wulkanem. Nie czytajcie jej jednak przed wąchaniem Bamboo Harmony Kiliana. Absolutnie tego nie róbcie!
Perfumy te są bowiem nudne, niemrawe i tak infantylnie świeże, że mogłoby stanąć na półkach osiedlowych drogerii. Z niszy nie ma tu nic.
Bamboo Harmony wpisują się w szeroki nurt niezbyt dobrych świeżaków opartych na nucie neroli i olejku bigarade. O ile Byredo Palermo, czy Jardin du Poete były po prostu nijakie, o tyle Kilian jest słaby. Wieje tanią chemią. Kwiat pomarańczy jest tu ledwie iskrzący. Dusi się pod ciężarem pylistej nuty kurzu, którą świetnie czuć w męskich, tanich zapachach. Gdzieś w tle pobrzmiewa akord granulowanej zielonej herbaty, ale choćby do Mintea mu baaaaaardzo daleko.
Ten zapach to kpina po prostu. Nawet w samej Japonii raczej się nie przyjmie, ponieważ syntetyczna świeżość jest w nim zbyt ekspansywna. Dusząca sztucznością po prostu…
Bajka o zbieraczu jest jednak interesująca. Lepiej jej jednak nie czytać przed powąchaniem tego zapaszku, bo można się rozczarować.
Nuty: bergamota, neroli, herbata, mimoza, nuta przyprawowa, mate, figa, mech dębowy
Rok powstania: 2012
Twórca: Calice Becker
Cena, dostępność, linia: produkt jeszcze niedostępny w Polsce; za 50 mL wody perfumowanej będziemy musieli zapłacić około 800-850 zł
Trwałość: słaba; do 4 godzin
Fot. nr 1 z leroymerlin.pl
Fot. nr 2 z luckyscent.com