Wielkanoc w Andaluzji. Zapach kadzidła z kościołów miesza się z upojną wonią kwitnących pomarańczy. Połączenie nietypowe, zaskakujące, trudne do wyobrażenia. O dziwo, Seville a l’Aube nie jest zapachowym dziwolągiem.
Trzy pierwsze sekundy to ekstrakt Bioparox-u, który zna chyba każdy. Później jest już lepiej. Kompozycja oplata skórę, ale nie dusi. Ma w sobie jakieś kojące, niesłodkie akordy. Skojarzenie z oliwą z oliwek nie będzie chybione, według mnie. Oczywiście, kwiat pomarańczy w swojej lekarskiej odsłonie nadal gdzieś tam w tle przemyka, ale to dodatek. Na pierwszym planie mamy oliwę z pierwszego tłoczenia i jakieś lekko zwierzęce, cielesne elementy. Może to benzoin i pszczeli wosk? Doprawdy trudno stwierdzić, bo Seville a l’Aube wyślizguje się z nosa. Kiedy jestem pewien, że czuję jedną rzecz, ona umyka. I tak w kółko! W pewien sposób świadczy to o kunszcie autora.
Słoneczna elegancja, zwierzęce ramy i niesamowita zmienność to cechy wyróżniające te perfumy. Zaznaczam jednak, że kadzidła w nich nie czuję. Na pewno mają żywiczne spody, ale olibanum w kościelnej formie tu nie odnalazłem. Za to są momenty, w których perfumy przypominają kwiaty maczane w mleku. Od początku do końca jest dobrze. Bardzo dobrze!
Nuty: kwiat pomarańczy, lawenda, olibanum, wosk pszczeli, benzoin
Rok powstania: 2012
Twórca: Bertrand Duchaufour
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana o pojemności 100 mL
Trwałość: słaba; około 3-4 godzin
Fot. nr 2 i 3 z wikimedia.com