Na zapach papieru najpierw zwrócił uwagę Karl Lagerfeld. Zaraził bakcylem Gerharda Steidl’a – wydawcę magazynu Wallpaper. Odtworzenia woni książek podjął się natomiast Geza Schoen.
Geza Schoen. |
„Pomysł na „Paper Passion” powstał już w 1997 roku, kiedy projektant mody, a zarazem miłośnik książek, Karl Lagerfeld, poprosił Steidla o wydrukowanie dla prasy książek o wprowadzanym właśnie na rynek zapachu perfum („Jako”). Podczas premiery książki zostały umieszczone na siedzeniach zaproszonych gości, ale Steidl odradzał takie rozwiązanie, ponieważ silna woń świeżo drukowanego papieru – jego zdaniem – mogła się źle kojarzyć podczas uruchomiania nowej marki perfum. Wówczas Lagerfeld, którego osobista biblioteka liczy podobno 300 tysięcy książek, powiedział: „Zapach świeżo wydrukowanej książki to najlepsze perfumy na świecie.”
Tajemnice samej kompozycji zdradza Geza Schoen na pierwszych kartach książkowego pudełka. Dość szczegółowo, choć zapewne nie odkrywa wszystkich kart. Z czego więc składa się Paper Passion? Linolenian metylu i etylu – pochodne kwasu omega 6 – mają zapewniać tłusty charakter kompozycji i tworzyć bazę, w której znajdziemy też balsam copaiba. Balsam ten jest w rzeczywistości olejkiem z drzewa copaiba – Copaifera officinalis – i ma ambrowy oraz ziołowy aromat. Serce Paper Passion ma się składać z dwóch syntetyków: amber extreme oraz trisamber. Oba zabójczo tanie i łatwe do dostania. Podobno mają imitować woń papieru. I jeszcze octan krezylu w głowie. Ten ma z kolei nadawać odcień medyczny i techniczny kompozycji. To dziwne, bo mnie kojarzy się z mokrą glebą i podgniłymi kwiatami. Towarzyszy mu absolut osmanthusa (który żywcem przypomina kisiel) i akord ozonowy. To tyle teorii. Czas na zderzenie z rzeczywistością.
Jef Maion, Martwe drzewa na Pustyni Namib. |
Paper Passion pachnie na początku ostro. To nie świeży ozon po burzy, ale niosący mnóstwo kurzu gaz z kserokopiarki. Jest duszący, wytrawny, pozbawiony cukru i wody. Przypomina też trociny wyprażone na saharyjskim słońcu i starą szmatę wywieszoną na płocie w czterdziestostopniowym upale obok rozwalającej się drewnianej chałupy.
A później Paper Passion zaczyna pachnieć kuchnią. To żywcem rosół gotowany na wielkiej ilości świeżych warzyw i na tłustym, soczystym mięsie. Z dodatkiem Maggi. Może to dziwne, ale mnie się to podoba. Tym bardziej, że wyczuwam też woń gazu, zapalniczki i krzemienia. Trochę haczy o Molecule 01, ale też o Let Me Play The Lion.
Jeszcze dalej pojawia się woń gazety, ale nie Newsweek’a (mój zapachowy numer 1). To bardziej jakaś gazeta codzienna. Może Wyborcza? W każdym razie czuć tu ten papier i sporo tuszu. Na tym etapie Papier Passion muska granicę Byredo M/Mink, ale z zastrzeżeniem, że jest wersją znacznie lżejszą i bardziej przyjazną noszącemu.
I znika. Po jakichś 6-7 godzinach. Nie jest zły, ale do aromatu prawdziwej książki sporo mu brakuje.
Nuty (skład): balsam copaiba, absolut osmanthusa, linolenian metylu i etylu, octan krezylu, składniki ambrowe, nuta ozonowa
Rok powstania: 2012
Twórca: Geza Schoen
Cena, dostępność, linia: 380 zł za 50 mL
Trwałość: dobra; około 7 godzin
Fot. nr 1, 2 i 3 z wallpaper.com
Fot. nr 4 z maion.com
Fot. nr 5 z ermito.eu