Po kilku latach przerwy marka Esteban wraca na łamy Nie Muzycznej. Tym razem nie w formie przykurzonej figi, ale ostrej i żywicznej paczuli.
Bajką jest klasyfikowanie tego zapachu jako kobiecego. Dla mnie to typowy uniseks. Męski uniseks, w dodatku.
Na początku mocno różany w sposób dość pierwotny. Czuć tu czysty olejek z odmiany damasceńskiej. Ta róża uważana jest przez większość perfumiarzy za wzorzec aromatu różanego. Najistotniejsze jest jednak to, że posiada charakterystyczną ciemnozieloną nutę. Po części można upatrywać w niej zielonych liści, ale, oprócz nich, również tłustej, woskowatej kutikuli. W ten sposób odbieram kompozycję Esteban – z paczulą, przynajmniej na początku, nie ma za wiele wspólnego.
Później, po jakichś 30 minutach, pojawiają się akordy żywiczne. Ostre, dymne i piwniczne. O tyle jest to ciekawe, że róże paczulowe zazwyczaj kojarzyły się ze świeżo skopanymi grządkami. Paczula wnosiła w nie wrażenie ziemistości. Wersja Esteban jest nieco inna. Zimna i właśnie piwniczna. Ale też nie do końca, bo niemal równocześnie pojawiają się elementy winne, wytrawne, trochę drzewne. Po lekturze nut dochodzę do wniosku, że to labdanum. Pewność zdobywam po kolejnych godzinach. U kresu dnia na skórze zostaje w wersji solo. Zyskuje lekko kościelny odcień (choć pamiętajmy, że to nie olibanum), który zadowoli fanów Labdanum Donny Karan, czy Ceremony Normy Kamali. Zaczyna delikatnie tlić się na skórze. Delikatnie dymić.
Nuty: paczula, labdanum, róża, czarny pieprz, czerwony pieprz, irys
Rok powstania: 2008
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 50 mL
Trwałość: bardzo dobra, około 10 godzin
Fot. nr 2 z favim.com