Dziś na blogu debiutuje marka Bath & Body Works. Będzie czekoladowo, trochę niszowo, trochę masowo i, o dziwo, nie tak słodko, jak można sobie wyobrażać.
Duży nacisk położony na akord owocowy. Jest on miękki i stanowi dużą część początkowej objętości kompozycji. Główni bohaterowie to ananas i, trudne do jednoznacznej klasyfikacji, kwaśne poliowoce. Akord ten kieruje Chocolate Amber na obszary zajęte przez niegdyś przez Jil Sander Jil i Patrizia Pepe Patrizia. Propozycja Bath and Body Works nie jest jednak tak zdobna i tak skomplikowana. Nie jest to jednak ujma, bo na pewno zyskuje na tym ogólne wrażenie „sympatyczności” perfum.
Później pojawia się czekolada. I nawet nie trzeba czytać żadnych opisów, żeby wiedzieć, że chodzi o deserową, twardą i gorzką tabliczkę. Cukru nie ma tu prawie wcale. No, może jakieś resztki owocowej fruktozy. Tym, co mi się nie podoba, ale stanowi mocny akcent tych perfum to wejście w lekko drapiące, miodowo-szyprowe niuanse. Oczywiście daleki jestem od porównań do Soir de Lune, ale wierzę, że na innych skórach ten ten efekt może być jeszcze bardziej podobny do propozycji Sisley.
Od początku do końca w tle całości widać duet wanilia-paczula. Nie są to więc klasyczne nuty bazy. Zauważam jednak, że akord ten na starcie pachnie bardziej waniliowo, a później dominantą staje się paczula. Skojarzenia z Neonaturą Cocoon nie będę błędem (tym bardziej, że jest jeszcze czekolada).
Całość jest dla mnie za bardzo surowa i trochę niespójna, choć Chocolate Amber charakter ma. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że czekolada jest tu pokryta białym nalotem i po prostu lekko nadpsuta (ale nie wykluczam, że to wina próbki, bo zapach nie jest już produkowany).
Nuty: czekolada, róża, paczula, wanilia, ananas, czerwona porzeczka, cytryna, miód, jaśmin, orchidea, piżmo
Rok premiery: 2007
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach wycofany z produkcji
Trwałość: raczej średnia, około 5-6 godzin