Just Cavalli pojawiły się na półkach w czerwcu, w Belgradzie. Z Warszawą nie było im po drodze i dopiero w sierpniu udało im się zadomowić nad Wisłą. Straszą butelką. Kuszą kuzynostwem. Wszak Eau de Parfum i Acqua to awangarda. A jak pachną?
Roberto Cavalli po raz kolejny pokazuje, że można tworzyć perfumy udane, ambitne, niebędące klonami tego, co na półkach już jest. Od razu powiem, że Just Cavalli to nie jest moja bajka. Nutą główną uczyniono kwiat tiary, którego w perfumach nie znoszę. Stąd pewnie wrażenie dyskomfortu podczas noszenia tych perfum. Mam jednak wrażenie, że nie było tak źle, jak być by mogło.
Początek jest gumowy. Kojarzy mi się z palonymi oponami i gumą do żucia. Prawdopodobnie to skoncentrowany, ostry akord kwiatowy. Trochę przypomina tuberozę, której jednak w spisie nut nie odnalazłem. Kto jednak kojarzy ten kwiat z niszowych pachnideł, ten będzie wiedział, o czym mówię. Suma summarum, mocne wejście sprawa wrażenie pozytywne, ale na pewno znajdą się malkontenci. Takie życie.
Dalej robi się mlecznie, zmysłowo i kremowo. Pięknie. Na tym etapie przypomina mi się klasyczna Eau de Parfum. Kwiaty są rozgrzane, nasycone słodyczą i lekko mdłe. Tiara nie pokazuje się w swojej najbardziej upiornej formie, więc jestem w stanie dokładniej zbadać Just Cavalli. Na tym etapie przypomina trochę Nikitę Slavy Zaitseva i pierwszą Ditę von Teese. Zapach jest zrównoważony, ale bezwzględnie seksowny. W tych klimatach trzyma się też baza. Kojarzyć się może z ciepłym pluszem, który dotyka skórę, z gorącą kąpielą i czerwonym, półsłodkim winem. Klasyczna nuta drewna różanego jest wyczuwalna bardzo mocno. Kto ma pachnące różańce ten powinien rozpoznać drzewny aromat palisandru. Ta baza to coś niespotykanego i robiącego wrażenie olbrzymie.
Nuty: neroli, tiara, palisander
Rok premiery: 2013
Twórca: Nathalie Lorson i Fabrice Pellegrin
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w pojemności 30, 50 i 75 mL
Trwałość: bardzo dobra, 8-9 godzin