20 stycznia 2009

Six Scents, Series: One, No. 5 Illicit Sex

Czyż to nie dziwne, że zarówno Piątka Chanel jak i Piątka Six Scents zawierają zabójcze aldehydy??? Jakoś nie chcę wierzyć, że to prosty zbieg okoliczności. Fanem Chanel nie jestem, aldehydów tym bardziej. A tu dodatkowo wmieszano w to różę w olbrzymiej ilości.

Na tym recenzja powinna się skończyć. No.5 nie jest absolutnie zapachem moich marzeń i przewidywań (ze wzrostem numeru rosła atrakcyjność zapachu0 do tej pory). To są perfumy bez przekazu, sztuczne, różane, nie do zniesienia. Całkowicie się rozmija to z moimi upodobaniami. Nie potrafiłbym docenić i odkryć kunsztowności tego zapachu, bo mój nos kurczy się w fizjologicznych spazmach.

No.5 wrzyna się kolcami w skórę, świdruje różą i absolutnie nie daje sobie szansy. Jego opis na tym blogu powstał jedynie przez zamierzenia opisania wszystkich Six Scents. Do bólu kobiecy, skrajnie syntetyczny, nieprzyjazny, wręcz wrogi.

I na nic się zda nabywanie miękkości w czasie. Róża w tej formie do mnie nie przemawia. Jeśli królowa kwiatów to bardziej intymna, subtelna, niemal niewidoczna jak ta w Costesie, albo leśna i żywiczna jak w Lyric. Ta w No.5 jest typowa do bólu. I na końcu to nudne i przewidywalne, pudrowe połączenie z piżmem, które dodaje wrażenie „róży kwiaciarnianej”.

To po prostu nie są moje rejony badań. Dobrze, że poznałem Piątkę, ale jakbym nie poznał nic by się nie stało. Kolejny różano-aldehydowo-piżmowy koszmarek…

Nuty: bergamota, aldehydy, pieprz, gałka muszkatołowa, róża, benzoin, olibanum, drzewo cedrowe, piżmo
Rok powstania: 2008
Twórca: Philippe Roques

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments