8 sierpnia 2009

Comme des Garcons, Nomad Tea

Wyszedłszy z fiolki Nomad Tea od razu przenosi w przestrzeni. Człowiek, niczego się nie spodziewając, ląduje na środku Sahary w zimny wieczór. A to genialne przy perfumach, co nie?
No więc jesteśmy na największej pustyni świata, zbliża się noc, ale oaza tętni życiem. Nieopodal namiotu na żywicznych drwach parzy się herbata. Zapach tego napoju miesza się z wonnościami wnętrza- słodzonym mlekiem i ziołami. Tak ja to widzę- sugestia nazwy jest zbyt silna, żeby z nią zerwać.

Nomad Tea zaczyna się ostro i wcale nie słodko a zielono. Jestem w stanie znaleźć wspólny mianownik z Ouarzazate, choć bliźniaczymi kompozycjami nie są. Początek jest ziołowy i wietrzny, bardzo wietrzny. Swoista apteczność zbliża zapach do słynnej 11-stki- Harmatan Noir, choć znów nie jest to podobieństwo łudzące. Tak właśnie przedstawia się ścisły start oparty na nutach głowy, które są obiecującą zapowiedzią dalszych etapów.

Trudno uwierzyć, że w Nomad Tea nie ma kadzidła, kiedy pod herbatą zaczynają płonąć aromatyczne drwa. Bez wątpienia mogę powiedzieć, że zapach ma w sobie ogień i dym- świetnie skomponowane z resztą. Wydawało mi się, że za tym elementem muszą stać jakieś konkretnego żywice (olibanum), ale producent deklaruje jedynie „dymne nuty drzewne”. Tak czy siak jest to akord dominujący i tym samym Nomad Tea staje się zapachem słodko-dymnym, a herbata spada na drugi a nawet trzeci plan.

Warto wspomnieć o dużej tendencji do ekspresji nut mlecznych, które prawdopodobnie są zasługą cukru. W ogóle słodycz jest w tej kompozycji ważna, bo ona utrzymuje herbaciany, wędzony akord przy życiu. Żałuję, że nie mogę się przekonać do wypicia herbaty z mlekiem, bo prawdopodobnie pachnie właśnie jak Nomad Tea.

Nuty: mięta, artemizja, geranium, herbata, cukier, dymne nuty drzewne
Rok powstania: 2005
Twórca: b.d.

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments