Numer trzy to bez wątpienia najciekawszy zapach z trylogii Amouage. Korzenny, trochę kwiatowy, ale i najbardziej kadzidlany. Opus III został zainspirowany „sztuką i nauką, rozwojem i procesem tworzenia, od mrocznych czasów frustracji do jasnych czasów oświecenia”. Nie można przymknąć oka na fakt olbrzymiej zmiany kompozycji w czasie zgodnie z tym co mówi producent. Czy mroczna twarz jest facjatą frustracji- nie wiem, ale nie przeszkadza to w jej zabójczej prezencji. Strona jaśniejsza jest ciut uboższa, ale wciąż trzyma fason (albo i nie trzyma, ale o tym później).
Po pierwszej sekundzie zapach wydaje się do bólu korzenny, intensywny niczym Słoń Kenzo, goździkowy ponad wszystko. Nie ma to jak mocne wejście. Na szczęście alo i nie, zapach po chwili nabiera ogłady. Jeszcze nie zaczyna dymić a już ściele się kwiatami- to właśnie ta blond strona Opus III. Jaśmin, dużo przydymionego jaśminu, którego chyba nie lubię. Trochę to wszystko przypomina hardcorową Gołą Nasomatto, i jest zdecydowanie tym mniej ciekawym elementem zapachu Amouage.
Nosiłem się z Opus III parę ładnych dni i stwierdzam, że bestia strasznie kapryśna jest. Raz potrafi parzyć skórę paloną żywicą, żeby w inny dzień stać się kwiatowym dusicielem w stylu prl-owych, tanich wód. W dodatku bardzo rzadko się mu zdarza zatrzymać w pół drogi i balansować między klimatem żywicznym a żenującym. Niczym pijak, albo w jedną, albo w drugą stronę leci niemal bezwładnie. Nie wiem od czego to zależy, ale tak niezdecydowanych perfum dawno nie nosiłem. Oczywiście nie jest to wada, bo miło posiąść zapach z wolną wolą ( i łezka w oku za Czarną Manią się kręci, bo kto jak kto, ale ona potrafiła się postawić). Problem pojawia się przy ocenie, bo dymne, lekko tylko kwiatowe akordy są ciekawe i zasługują, uznajmy, na 4 z plusem. Florystyczny wrzask to 2 z minusem. I bądź tu sprawiedliwy.
Biorąc uwagę całokształt, trzeba uznać ten zapach za najbardziej odważny z całej trylogii i ja to doceniam. Doceniam też korzenny początek i rozwinięcie w wersji żywiczno-kwiatowej. Jednocześnie szczerzę zazdroszczę osobą, które będą w stanie zatrzymać ten wątek bez popadania w obrzydliwe, gumowe jaśminy. Summa summarum podoba mi się też ta olbrzymia siła, która potrafi miotać ekspresją nut i sprawiać, że jeden płyn może się zachować jak dwa różne. Niech będzie.
Nuty: goździk, żarnowiec, mimoza, gałka muszkatołowa, tymianek, fiołek, jaśmin, kwiat pomarańczy, ylang-ylang, ketmia piżmowa (ambrette), papirus, benzoes, olibanum, wanilia, drzewo sandałowe, drzewo cedrowe, drzewo gwajakowe
Rok powstania: 2010
Twórca: Karine Vinchon-Spehn
Cena, dostępność, linia: za 100 mL wody perfumowanej zapłacimy 1115 zł w perfumerii Quality
Fot. nr 2 z worth1000.com