A co tam! Od razu wziąłem pozornie najciekawszy z zapachów hiszpańskiego perfumiarza, i najnowszy przy okazji. Producent mówi o mrocznym jądrze olfaktorycznym, które otoczone jest aromatem owoców i kwiatów. Prawda jest zgoła inna, bo Black Cube jest po prostu zapachem kadzidlano-aoudowym, choć żeby dojść do takiego wniosku trzeba wykonać testy in vivo lub na blotterze. Czytanie nut raczej na nic się zda, bo Ramon dość szczegółowo podaje informację o budowie swoje piramidy zapachowej i dzięki niej dowiadujemy się, że Black Cube raczy nas około 20 różnymi składnikami. Z olibanum i aoudem na czele.
Zgodnie z ideą marki Ramon Molvizar oprócz zapachu skupiono się na jego prezencji. W tym wypadku flakon jest prosty, co zresztą sugeruje nazwa. Od zawsze uważam takie opakowania za majstersztyki (któż oparł się urokowi masywnych flakonów Gucci’ego czy kanciaków Lutensa). No i w środku pływa najprawdziwsza platyna. Choć dla mnie to element najmniej ważny.
A sam zapach? Bardzo kapryśny, bo od trzech dni pachnę wyłącznie nim i za każdym razem jakoś inaczej go odbieram. Za pierwszym razem było to niemal samo kadzidło, w czystej i owiniętej pieprzem formie. Dziś jest z kolei więcej przypraw, herbaty, i właśnie to sprawia, że Black Cube może dość stanowczo chodzić po linie rozpiętej miedzy Tea for Two i Ouarzazate, przynajmniej w początkowych fazach. Całe brzmienie pozostaje czyste, choć gdzieś spod butów dolatuje lekko słodki dym pieczonych owoców. Lecz znowu muszę ostrzec- nie zawsze tak się dzieje. Czasami Black Cube skręca w stronę kadzidlanego krystalitu, któremu bliżej do gotyckiej katedry niż przypraw i herbaty. W jaki sposób by nie patrzeć to dobrze świadczy o perfumiarzu. Zapach, który zawsze gra tak samo jest zapachem martwym.
Później na scenę wkracza aoud w wersji, której nie lubię. Lekko odzwierzęcy, skórzany, ale na szczęście nie tak mocno jak w męskim Epic, Al Oudh czy Pure Oud Kiliana. Zresztą, chwała Bogu, Ramon zrezygnował z użycia kastoreum, cywetu czy skóry. Ten efekt to zasługa żywicy benzoinowej, która nadaje klimatów skórzanych. Pamiętam, że kiedy moja przyjaciółka- Diana Kvachantiradze, robiła zapachy średniowiecznego Gdańska to właśnie benzoin został użyty do kreacji warsztatu garbarza. W Black Cube ta nuta została przełamana miękkim sandałowcem i klasycznym cedrem. To sprawia, że aoud nie ginie w animalnej czeluści, ale skutecznie zaplata swoje słowa na tym dywanie. Później kompozycja stapia się ze skórą, gaśnie powoli w lekko słodkiej, wciąż aoudowej bazie. Wrażenie naprawdę przednie.
Gdyby nie koszt tych perfum to z przyjemnością mógłbym sobie sprawić butelkę. W moim wypadku może wystarczyłaby na dwa miesiące, bo nie mogę sobie odmówić ciągłej zabawy w stylu „a ciekawe jak teraz się ułoży”. Po prostu książka, której nie da się przeczytać… tylko czemu taka droga… A, i jest jeszcze edycja wysadzana kryształami Svarovskiego- o cenie nawet nie myślę.
Nuty: olibanum, aoud, drzewo sandałowe, kolendra, kardamon, gałka muszkatołowa, geranium, lawenda, mandarynka, pieprz, ambra, wetiwer, fiołek, magnolia, piżmo, benzoin, drzewo cedrowe
Rok powstania: 2010
Twórca: Ramon Bejar
Cena, dostępność, linia: za 50 mL zapłacimy na stronie dystrybutora (ramonmolvizar.pl) 1180 zł
Fot. nr 2 z pjlighthouse.com