O całej serii Anthology Collection pisałem już przy okazji ich polskiej premiery tutaj KLIK. Dwa najnowsze zapachy tj. Zizonia i Jubilee Bouquet są wciąż nieosiągalne w naszym kraju, jednak ten pierwszy potrafił rozpalić wyobraźnię. Wcale nie jest świeży, lekki czy kwiatowy. Producent mówi o oriencie, palonych przyprawach, paczuli i pieprzu.
Zwracam uwagę na tło powstania tego zapachu, bo to istotny element rozważań na temat Zizonii. Pierwotna kompozycja powstała w roku 1930, czyli momencie szalejącego nad światem kryzysu gospodarczego. Na poprzednim blogu napisałem artykuł pod tytułem „Zapach na trudne lata”. W tej chwili nie mogę go odnaleźć, ale to nieważne. Chodziło w nim o to, że podczas wojen, kryzysów, czasów niepokoju i niepewności człowiek otacza się zapachami ciepłymi, orientalnymi, ciężkimi, które mają za zadanie wytworzyć swoisty kokon, barierę przed otaczającą rzeczywistością. W kontekście tamtych wydarzeń charakter zapachu Penhaligon’s nie powinien dziwić.
Fot. Hiroszima. |
Zizonia jest najciekawszym ze wszystkich zapachów serii. Gdybym miał umieścić ją w otoczeniu innych pachnideł to wylądowałaby obok między Terre d’Hermes a Cartier Declaration. Paradoksalnie, może tylko w moim nosie, jest lepsza niż wspomniana dwójka. Rzuca w oczy ostrymi pestkami pomarańczy, kręci pieprzem, smyra muszkatem. To sprawia, że głowę tych perfum można ze spokojem nazwać męską, bo na tym etapie próżno szukać jakiś uniwersalnych wartości. Trudno też nazwać Zizonię dziełem sztuki, bo jest zaledwie solidna w tym czasie.
Akcja dzieje się później. Ze skóry wchodzi suchy kumin, gorzki, dymny, przytępiony. Zasłona ekspansywnego pieprzu znika i na to miejsce wchodzi ostre geranium. Zizonia staje się zapachem nieprzyjaznym. Może trochę przywołuje płaski krajobraz po wybuchy bomby atomowej. Przypomina rozgrzane do stanu plazmy drzewa. Resztki dymu. Zapach rozgrzanego piasku. Nadtopionych kamieni. Gorycz i ostrość, które później są jeszcze bardziej eksponowane przez paczulę, rządzą niepodzielnie. Robi się ciepło, gorąco wręcz. Zizonia traci ostatecznie charakter przyprawowy, a staje się zapachem niemal bez życia, fenomenalnym równocześnie i schizofrenicznym też. W końcu kto mówił, że promieniowanie nie może uszkodzić neuronów?
Nuty: pomarańcza, bergamota, kolendra, lawenda, gałka muszkatołowa, kardamon, imbir, geranium, czarny pieprz, kumin, paczula, ambra, drzewo cedrowe, wetiwer, drzewo sandłowe
Rok powstania: 1930/2010
Twórca: b.d./ Bertrand Duchaufour
Cena, dostępność, linia: zapach niedostępny w Polsce (za parę miesięcy pewnie w GaliLu); za 100 mL zapłacimy 130 $ na luckyscent.com
Fot. nr 2 z cbi-theater-5.home.comcast.net