Czy wiecie, jak pachnie czysty olejek z drewna gwajakowego?
To wcale nie jest ciepły i drzewny aromat, jaki odnajdziemy w wielkim klasyku — Gaiac M. Micallef. Esencja gwajakowca ma inną woń. Szalenie intensywny, lekko smolisty aromat przywołuje skojarzenia z typowymi drewnami, ale jest dużo bardziej mroczny, ostry i dymny. Przybrudzony wręcz. I pod żadnym pozorem nie jest frywolnie słodki. Jeśli już dopatrywać się konotacji w tej materii, to zdecydowania bardziej przypomina przypalony…
Ani Gaiac M. Micallef, ani tym bardziej Bois de Gaiac et Poire marki Miller et Bertaux nie są w istotny sposób czysto gwajakowe, choć obu trudno zarzucić marne walory perfumeryjne, czy brak urody. Co to, to nie! Znalazłem jednak perfumy, które są otarte o czyste szaleństwo indiańskiego drzewa.
Dzięki uprzejmości Mati Trading Poland miałem przyjemność poznać Bois de Gayac — sklasyfikowane jako męskie perfumy marki Antonio Visconti. Już na początku zwracam uwagę, że w składzie tego pachnidła mamy niespotykaną ilość drzewnych ingrediencji. Oprócz gwajaku jest tam mirra, sandałowiec, oud, kadzidło frankońskie, żywica labdanum i sporo przypraw do tego. Nie znajdziemy tam za to żadnych, ale to żadnych kwiatów.
I tylko sam początek może sprawiać wrażenie dość banalnego, ponieważ są tu tylko gorzkie i kwaśne cytrusy w otoczeniu kilku drzazg. Na szczęście nie trwa to zbyt długo i kompozycja wchodzi w ciekawsze rejony olfaktorycznych doznań.
Po pierwszym przejściu z lekkiej głowy do głębi, nie ma już wielkich zmian w odbiorze tej kompozycji. Antonio Visconti proponuje nam niemal same ostre szpikulce. Jest mnóstwo gwajaku w otoczeniu trochę tylko przytępionej mirry. Pojawia się też akord mieszanki oud i pieprzu, który znam z własnoręcznie ukręconej Entropii. Jednocześnie podkreślenia wymaga fakt, że Bois de Gayac nie jest perfumeryjnym reflektorem. Drzewne i żywiczne części tej kompozycji świecą lekko, migoczą zrównoważonym blaskiem. Kto podskórnie oczekiwał koksowniczych oparów Incense Kamali będzie pewnie zawiedziony.
Bois de Gayac jest zapachem bez dwóch zdań smolistym, mrocznym i bardzo podobnym do klasycznego olejku gwajakowego. Generalnie problem z tą kompozycją polega na tym, że jest zbyt delikatna, jakby rozcieńczona. Dozowanie dymnych elementów odbywa się po trochu, z zachowaniem dużego stopnia elegancji. Co więcej, ten fakt powoduje, że nie zdążę się pozachwycać zapachem zanim ten zniknie na amen ze skóry. To tylko podsyca wyobraźnię, co by było gdyby twórcy zwiększyli stężenie czystej kompozycji zapachowej w swoich perfumach. Z drugiej strony może zastosowanie potężnej dawki kilkunastu „psików” pozwoliłoby wyzwolić cały zapachowy potencjał tej kompozycji. Niestety tego nie sprawdzę, bo dysponuję jedynie próbką.
Bois de Gayac to zapach bardzo udany i obowiązkowa pozycja do poznania dla wszystkich fanów „bois” i „noir”. Gdyby tylko był ciut mocniejszy…
Nuty: czarny pieprz, czerwony pieprz, mandarynka, pomarańcza, gałka muszkatołowa, labdanum, szafran, drewno sandałowe, drewno gwajakowe, drewno agarowe (oud), olibanum (kadzidło frankońskie), mirra
Rok powstania: b.d.
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: 100 mL wody perfumowanej to koszt 599 zł na stronie polskiego dystrybutora Mati Tradind Poland
Fot. nr 3 z haereticus.blox.pl
Fot. nr 4 z articlesnature.files.wordpress.com