Nie ekscytowałem się kolejną już wariacją na temat klasycznego Homme, ponieważ Guerlain zrobił z tej serii maszynkę do pieniędzy. Owszem, jest to maszynka o całkiem znośnej urodzie, ale sami wiecie, że rewelacją trudno ją określić.
Parę dni temu krążyłem po perfumeriach i na blotterach testowałem nowości. Po przelotnej analizie, wszystkie papierki, do kupy, dały chemiczny, ulepowaty zapach (była tam m.in Signorina i nowy Sean John). Tytułem dygresji napiszę, że ta mieszanka mogłaby być kolejną, limitowaną, super cool…
Okazało się, że nowy Guerlain jest najciekawszym zapachem z całej serii. Jednym zdaniem: przypomina kawałek drewna z ogniska, które trafiło do słonego morza. L’Eau Boisee to przykład lekkiego wręcz otarcia o niszę (ale dla mnie takie otarcie jest też w perfumach Rihanny 😉 ). Cechuje go swoista łatwość, ale nie wieje banałem, którego na półkach pełno.
Początek może jest klasycznie świeży, cytrusowy i zielony, ale później dzieje się dużo lepiej. W sercu widzę wręcz korzeniowe nuty irysa, jakiejś paczuli, zimnej piwnicy niemalże, choć w oficjalnych informacjach brak takich danych. Baza natomiast lekko zarzuca dymem w wetiwerowym, męskim tonie. Jest słono, zimno, ciemno i zielono. Wiecie, jak pachnie polskie morze nocą? Podobny zapach ma Guerlain Homme L’Eau Boisee.
Nuty: limonka, mięta, wetiwer, nuty drzewne, trawa
Rok powstania: 2012
Twórca: Thierry Wasser
Cena, dostępność, linia: za 80 mL wody toaletowej zapłacimy w perfumeriach stacjonarnych 349 zł
Trwałość: średnia, około 5-6 godzin