17 lutego 2012

Nina Ricci L’Air du Temps (1948)

Nina Ricci L’Air du Temps.

L’Air du Temps to wielkie pachnidło. I trudno ten fakt podważyć. Ja spróbuję.

Zresztą niemała legenda, która narodziła się wokół tej kompozycji nie wzięła się z niczego. Nina Ricci i jej syn – Robert – postanowili zaraz po II Wojnie Światowej zacząć pracę nad zapachową interpretacją pokoju. Francis Fabron na ich zlecenie zajął się pracą na organach (to ten mebel stojący przed perfumiarzami) a flakon zaprojektował Rene Lalique. Rola znanego projektanta szkła jest jednak przesadzona, bo umarł 5 maja 1945 roku, kiedy… Czytaj dalej… pomysł na powstanie L’Air du Temps dopiero raczkował. Kiedyś czytałem, że złączone gołębie były wykonane na podstawie innych jego projektów i udział w ostatecznym kształcie miała wnuczka Rene – Marie. Jaka by nie była historia tego opakowania to trzeba klęknąć przed jego twórcami. Dziś flakon ten jest uważany za najpiękniejszą butelkę perfum w historii sztuki zapachowej. Oczywiście, można się z tym nie zgadzać, ale powszechność tej opinii niech o czymś świadczy.

Krystalit goździkowy (z kwiatów), zimny, pokryty deszczem mech i tony pudrowych ziół. Tak wyobrażam sobie woń unoszącą się na oddziale geriatrycznym. To zapach niedomytych ludzi, czystych prześcieradeł, rozkładającego się moczu i tanich detergentów. Dołóżmy do tego nutę metaliczną, która nawiązywać może do łóżek i już mamy gotowy obraz L’Air du Temps.

Początek jest niezły. Czuć migotliwe olejki cytrusowe i lekko szyprowe zabarwienie. Słowem: rzetelna retro klasyka. Problem dla mnie kreuje się później. Kiedy zaczyna wychodzić na wierzch goździk to jednocześnie wzrasta stężenie pudrowych, szpitalnych akordów. W składzie L’Air du Temps deklarowany jest fiołek, irys oraz mech dębowy. Na mój nos one właśnie tworzą pudrowy, zimny akord. Między

Goździk.

nim a goździkiem występuje silna korelacja. To powoduje fatalne warunki do gry innych składników, które wyglądają, jak umierające ingrediencje w goździkowo-pudrowym szpitalu. Można w L’Air du Temps wyczuć różę, jaśmin i gardenię. Całe trio jednak zachowuje się w sposób tak anemiczny, że w zasadzie mógłbym zakwalifikować tę kompozycję do kategorii mononutowej.

Wcale nie lepiej jest później. Pojawiają się jakieś niemrawe strzępy drzew, ale i one nie dają rady przełamać tej fatalnej aury. Baza jest popisem goździka i ostrego akordu oddziału geriatrycznego. Kończy się po 6-7 godzinach. Po tym czasie człowiek się zastanawia, jak takie perfumy mogły przetrwać na rynku 64 lata. No jak? One są płaskie, chemiczne, wtórne. Domyślam się, że w II. poł. XX wieku były też masowe i wykupywane przez większość kobiet. Mimo wszystko L’Air du Temps to pachnidło wielkie. Przykład, że dobry marketing i ładny flakon liczą się dużo bardziej niż walory zapachowe…

Nuty: goździk (kwiat), brzoskwinia, pomarańcza, neroli, róża, jaśmin, gardenia, fiołek, irys, piżmo, drewno cedrowe, drewno sandałowe, bergamota, palisander, storczyk, rozmaryn, mech dębowy, goździki (przyprawa), ylang-ylang, ambra, wetiwer, benzoin, przyprawy
Rok powstania: 1948
Twórca: Francis Fabron
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa dostępna w kilku pojemnościach
Trwałość: dobra; około 7 godzin

Fot. nr 1 z fragrantica.com
Fot. nr 2 z onet.pl

Pozostałe recenzje

Dołącz do dyskusji

Subscribe
Powiadom o
guest
17 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Jestem ciekaw porównania dwóch tych samych zapachów, jeden (oryginalny) z 1948 a drugi z 2012.

Czy przez te lata ten sam zapach został tym samym zapachem czy może został już słabym 'cieniem' tamtego zapachu.

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Anonimie. Mam w domu flakon L'Air du Temps sprzed ćwierć wieku. Niestety jest on w wersji lanej i boję się, że zapach zwyczajnie się zmienił (choć przechowuję tę butelkę w ciemnej szafce).

Ta stara wersja jest bardziej mszysta i ziołowa. Początek ma bardziej cytrusowy, musujący. Może nawet aldehydowy. Na pewno jest też mniej płaska.

Zresztą z dzieciństwa zapamiętałem L'Air du Temps inaczej niż to, co jest we flakonie z 2011 roku.

Pewnie zmiana formuły nie oszczędziła i tych perfum. Szkoda.

diggerowa
12 lat temu

ten flakon jest paskudny 😉

kj
kj
12 lat temu

Bardzo chciałabym mieć te perfumy. Może ze względu na flakon.. Nienawidzę gołębi i podoba mi się myśl, że na flakonie siedzą nieruchomo i nie wylecą mi prosto w twarz, jak jeden z tych brudasów parę miesięcy temu 😛 To poczucie, że ma się kontrolę nad gołębiem (wiem, mam problemy)…Bezcenne.

Sam zapach wydaje mi się również ciekawy.

smerfetka
12 lat temu

Kocham goździki jako kwiaty, ale chyba niekoniecznie w perfumach!

Anonimowy
Anonimowy
12 lat temu

Używałam tych perfum 'Nina Ricci L'Air' 30 lat temu i wydają mi się że te obecne inaczej pachną, mniej intensywnie, nie mają tej magii którą miały wtedy, a może to była młodość…, ale moczu nie czuję 🙂

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Diggerowa. Wzbudza emocje. To najważniejsze. 🙂 🙂

Marcin Budzyk
12 lat temu

* KJ. Ciekawy punkt widzenia. Może L'Air okazać się lekarstwem dla gołębiofobów. :PPP

Marcin Budzyk
12 lat temu

*Smerfetko. Goździk kwiatowy zawyczaj jest łączony z przyprawą (zresztą tutaj też występują oba) i nie czuć go solo. Mnie ten zapach też średnio się podoba.

Marcin Budzyk
12 lat temu

* Anonimowa. L'Air na pewno uległo zmianie formuły. To rzecz bezsprzeczna, bo dawne składniki dziś są uznane za alergizujące i musiały zostać zastąpione. Myślę, że to poskutkowało spadkiem jakości pachnidła. No i tym moczem w moim nosie. 🙂

Olfaktoria
12 lat temu

Też nie lubię gołębi – pewnie dlatego ten flakon nigdy mi się nie podobał. A zapach, z racji swojej specyfiki, kupują same starsze Panie. Jest oldschoolowy i najpewniej wciąż wywołuje u nich jakieś wspomnienia. Jakie? Tego możemy się tylko domyślać 😉

Anonimowy
Anonimowy
11 lat temu

Piżmo w połączeniu z benzionem i goździkiem w dwu postaciach ( olejek kwiatowy i przyprawy ) daje zapach moczu? Bo to się po prostu wyczuwa, niestety, od pierwszej chwili. Pozdr!

wakeup makeup
11 lat temu

Dzięki temu, że przeczytałam w Twoim poście o przechowywaniu perfum o w/w perfumach trzy słowa " Szpitalna, mdła nuta" plus ich nazwa przypomniałam sobie, że to właśnie te perfumy wspominam z dzieciństwa! Wąchanie ich było dla mnie doświadczeniem porównywalnym z wąchaniem… amoniaku do ciastek. Oba te zapachy bardzo mi się nie podobały, ale oba często wąchałam. Nie czułam tego zapachu od lat, jestem bardzo ciekawa jakie teraz zrobi na mnie wrażenie, choć jak czytam to już nie ten sam zapach… Poszukałam reklam prasowych tych perfum – dużo ptaków, baletnice, androgeniczne kobiety – reklamy również do mnie nie przemawiają. Flakon też mi się nie podoba, może dlatego, że nienawidzę gołębi. Dziękuję za te trzy magiczne słowa "Szpitalna, mdła nuta"- zafundowały mi sentymentalną podróż w czasie.

Anonimowy
Anonimowy
9 lat temu

Nie znam starej wersji, ale nowa jest ciekawa, wyjatkowa, dosyć trudna w odbiorze, ale uważam to za zalete. Pewnie ten gozdzik sprawia, ze tak przykuwa uwagę, chociaż może i draznic swoja silna osobowoscia i charyzma, na pewno nie nudzi i nie pozostawia obojętnym. Jest ostra, mocna, bezkompromisowa, pewnie trochę niedzisiejsza i babcina, ale chce się ja wachac, chociaż nie można powiedzieć, ze jest banalnie ladna, sliczna. Renata

Anonimowy
Anonimowy
7 lat temu

Uwielbiam golebie! hmmm…Zadnego oddzialu geriatrycznego nie wyczuwam, zadnych " niedomytych cial" itp. Za to jest ciekawe polaczenie gardenii z godzikami i wetiwerem.

Kristelle Hil
6 lat temu

W takim razie ja mam stara wersje bo kwiatów to nic a nic w niej nie ma, ale jest piękna.

Anonimowy
Anonimowy
5 lat temu

Czy ten zapach nadaje się do noszenia przez mężczyznę w obecnych czasach?

Pozdrawiam, Marek