Polacy nie potrafią pachnieć. A przynajmniej nie wszyscy. Część prezentuje postawę jaskiniowca, który zamiast do włóczni dobrał się do flakonu perfum. Ile to już razy doświadczyliśmy przykrych skutków nadmiaru perfum obcych ludzi?. Jako że robi się coraz cieplej i coraz częściej będziemy bombardowani zapachowymi atomówkami w autobusach, pociągach, sklepach etc., postanowiłem napisać parę słów na ten temat.
Anatomia nosa. |
Na początku powinniśmy być świadomi, że nos naznaczony jest piętnem atawizmu i nie jest najbardziej doskonałym z narządów zmysłów. Narażony na permanentne bodźce bardzo szybko przestaje na nie reagować. Właśnie dlatego używając stale tych samych perfum mamy złudne wrażenie, że stają się coraz bardziej nietrwałe i niewyczuwalne. Naturalnym następstwem tego jest zwiększenie częstotliwości i ilości ich aplikacji. Na krótko to pomaga, ale nos i tak przyzwyczaja się do zwiększonej dawki a my przestajemy odczuwać radość z noszenia naszych „ulubionych”.
Kolejnym aspektem przesady są działania świadome. Czasami uważamy nasze perfumy za tak przyjemne i uniwersalnie piękne, że nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której dla kogoś z naszego otoczenia są po prostu uciążliwe. I spryskujemy się nimi bez opamiętania z nadzieją uszczęśliwienia towarzyszących nam osób. Bardzo często efekt jest dokładnie odwrotny. Musimy pamiętać, że węch jest jedynym zmysłem, nad którym nie mamy kontroli. Oko można zamknąć, na uszy założyć słuchawki. Przestać oddychać nie potrafi nikt.
W tej części należy też napisać o strzelaniu zapachowymi nabojami z premedytacją. Kiedy chcemy mieć cały przedział do siebie w pociągu można spryskać się 10-oma psikami perfum Norma Kamali Incense i podróżujemy sami nawet podczas świątecznego szczytu w PKP.
Moje przygody z tym zapachem opisywałem zresztą na łamach Nie Muzycznej: a) podróż po zakupy i b) jazda nocnym autobusem.
Norma Kamali Incense. |
Oczywiście nie trzeba używać aż tak niszowych i drogich bądź co bądź produktów, żeby osiągnąć pożądane efekty. Wyobraźmy sobie 35C w lipcowy dzień, zatrzaśnięte okno w pociągu i kobietę oblaną Kenzo Jungle. Założę się, że każdy z Was wyszedłby z takiego przedziału. 🙂
Jeszcze inną kwestią jest to, że oczekujemy za nasz zapach komplementów i pozytywnych reakcji. Kiedy takowych nie słyszymy to zwiększamy ilość używanych perfum. Powinniśmy jednak pamiętać, że ludziom dużo łatwiej przychodzi pochwalenie naszego wyglądu, niż perfum. Zapach jest postrzegany jako coś intymnego, czasami wręcz tabu.
Nie ma przepisu na optymalną ilość „psików”. Lekkie perfumy cytrusowe możemy na siebie wręcz wylać i zapach wciąż nie będzie agresywny. Z drugiej strony mamy wonie bazujące na przyprawach i kwiatach, gdzie nawet dwa naciśnięcia atomizera mogą okazać się dawką zbyt natarczywą dla naszego otoczenia. Najlepiej więc zapytać o zdanie bliską osobę lub kierować się zdrowym rozsądkiem.
Fot. nr 1 z papilot.pl
Fot. nr 2 z larryfire.wordpress.com
Fot. nr 3 z whatthehealthmag.wordpress.com
Fot. nr 4 ze strony producenta