A tak mnie naszło na prywatny post.
Na lato zawsze szykuję sobie specjalny zestaw kilku zapachów, które później kojarzą mi się w wakacjami. I nie wracam do nich już nigdy później. No, prawie nigdy. Cztery lata temu miałem fazę na figi. W 2010 pachniałem wodami końskimi Hermesa, a rok temu Un Jardin en Mediterranee i Un Jardin apres la Mousson tegoż samego producenta.
Długo myślałem, co wybrać teraz. Dwa pełne żłoby stanęły przede mną i należało tylko się zdecydować. W maju miałem dwa typy: Un Jardin sur le Toit oraz serię Sherbet marki Comme des Garcons. W tym drugim przypadku zadziałała też chęć zrecenzowania perfum, bo zawsze umykały mi na Nie Muzycznej.
Padło na sorbetowe trojaczki. O Cinnamon już pisałem. Pozostałe dwa do Peppermint i Rhubarb. O nich też będzie. Niebawem. Obiecuję.
Fot. nr 1 z wikimedia.com