Lubię Bonda. Uwielbiam wręcz, choć Skyfall dopiero mam w planach. Za to powąchałem zapach, który agent 007 markuje swoim nazwiskiem. Szkoda, że nigdy by go nie użył.
Perfumy James Bond 007 to po prostu tragedia. Rozpacz w biały w dzień. Tak chemiczne, syntetyczne i nijakie, że głowa mała. Najbliższe skojarzenie – Davidoff Champion. Trudno jednak wskazać, który z nich jest bardziej traumatyczny.
Powiem szczerze – zapach 007 to NIE są perfumy. To nawet nie jest zapach. Zatem, co to jest? Otóż są to po prostu najtańsze chemiczne odpowiedniki naturalnych substancji wtłoczone w piękny flakon i ozdobione marketingową opowieścią. Pachną kurzem i tanim proszkiem do prania o aromacie uniwersalnej świeżości. Lemingi zafascynowane Bondem rzucą się z pewnością na półki. Prawdziwi fani Bonda podejmą trud w dojściu do informacji, czym naprawdę pachniał Bond i kobiety w jego otoczeniu.
Nuty: bergamota, jabłko, geranium, kardamon, lawenda, róża, mech dębowy, paczula, drewno sandałowe, wetiwer
Rok powstania: 2012
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: woda toaletowa o pojemności 30, 50, 75 i 125 mL
Trwałość: po 3 godzinach poszedłem pod prysznic, bo zapach stał się chemiczny nie do zniesienia