Casbah to najbardziej kadzidlana z propozycji marki Robert Piguet. Ważne jest jednak to, że wnosi pewien nowy pierwiastek do szerokiego, zdawałoby się wyczerpanego już, świata żywic.
Casbah to dla mnie zderzenie Avignon z Ouarzazate. Z jednej strony mamy więc ostre olibanum w wersji kamiennej, katedralnej wręcz. Z drugiej strony pojawia się energetyczna, zielona nuta będąca kompromisem pomiędzy gałką muszkatołową a arcydzięglem. W pewnych momentach Casbah przypomina woń listków herbaty na glinianych parapetach arabskich domostw. Pisałem o tym przy okazji recenzji Ouarzazate na starym blogu, wiele lat temu. Efekt jest naprawdę ciekawy.
W sercu, do całości dodano kroplę lub dwie krople tytoniowego absolutu. Kadzidło frankońskie schodzi na moment z pierwszego planu, który zajmuje ciepła, przyprawowa i dość puchata nuta. Kontrast pomiędzy wyrazistym, mocnym początkiem a tym akordem jest spory. To świadczy o dużej żywotności Casbah i rzetelnym podejściu perfumiarzy do swojej pracy.
W powyższym kontekście nie rozumiem bazy, która haczy o męskie klimaty selektywne. Podobno końcówka została ukręcona z wetiweru i cedru. Śmiem twierdzić, że naturalne olejki to nie były. A nawet jeśli były, to zostały pozbawione urody przez białe piżmo lub inną, podobną substancję. Na podstawie wcześniejszych, przednich wrażeń, namawiam do testów, bo może się okazać, że tylko moja skóra tak przeinacza bazę Casbah.
Nuty: olibanum (kadzidło frankońskie), czarny pieprz, drewno cedrowe, wetiwer, arcydzięgiel, gałka muszkatołowa, irys, tytoń
Rok powstania: 2012
Twórca: Aurelien Guichard
Cena, dostępność, linia: za 100 mL zapłacimy 579 złotych
Trwałość: bardzo dobra, około 9-10 godzin
Fot. nr 1 z robertpiguetparfums.com
Fot. nr 2 i 3 z zasobów wikipedia.com