Recenzja odinowej Dziesiątki będzie krótka.
Wyobraźcie sobie deskę. Deską kładziemy na stosie kadzidła. Żywicę zapalamy. Całość tli się, nie pali. Motyw drewna i olibanum jest tu genialnie zgrany. Niby prosto, ale w tym tkwi siła Roam.
Początek jest nieco bardziej kręcący w nosie. Zgaduję, że to pieprz i deklarowany w składzie imbir. Nie jest tak, że obie przyprawy są mocno wyczuwalne. Tworzą za to wrażenie przestrzeni, niedosłowne. W początkowych fazach to wrażenie pomocne, ponieważ deska i kadzidło mogą przytłoczyć nawet osoby z niszowcami za pan brat.
Nie wiem, czy istnieje olejek z mahoniu. Wiem natomiast, że deska w Roam jest bardzo charakterystyczna. Nie jest to cedr, ani sandał. Drewno to jest tłuste, nieco zwęglone i ciut metaliczne. Trudno mi określić, czy to mahoń, bo nie pamiętam innych kompozycji z tą nutą w roli pierwszoplanowej.
Nie czuję szafranu. Kawy też nie czuję. Odnalazłem natomiast minimalne kokosowe konotacje, które wprowadzają niuanse mleczne i metaliczne. Może to właśnie one kreują charakterystyczny obraz drewna w Roam. Ważne jest jednak to, że nuta ta nie powoduje mdłych wrażeń.
Roam to dobry zapach.
Nuty: kadzidło, mahoń, kokos, szafran, kwiat kawowca, imbir, czarny pieprz
Twórca: b.d.
Rok premiery: 2013
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana o pojemności 100 mL kosztuje 620 zł
Trwałość: średnia, około 5-6 godzin