Co tu dużo mówić. Oud Edition to według mnie najsłabsza propozycja ze wszystkich czterech, ostatnich zapachów marki Roberto Cavalli. Owszem, jest to oud, więc zapach przypadł mi do nosa i śmiało mogę powiedzieć, że jest najbardziej „mój” z kolekcji tej firmy. Jednak oceniając Oud Edition na tle innych agarów, muszę powiedzieć, że zbyt wielkiej siły on nie prezentuje. Jest ledwie przeciętny.
Początek ma klasyczny, ale ugłaskany. Ciężkie nuty animalne są od razu zestawione ze słoneczną słodyczy wanilii i ambry. Pomysł byłby dobry, ale całość sprawia wrażenie rozcieńczonej, wysterylizowanej pulpy. Do zachwytów, w tym wypadku, brakuje mi bardzo wiele.
Niewątpliwą zaletą jest duża zmienność kompozycji na skórze. Oud Edition pod tym tylko względem może równać do najlepszych. Trzeba jednak pamiętać, że zmieniające się obrazy nie są zbyt ciekawe. Nie dość, że wszystko jest przykryte woalem niemocy, to dodatkowo, wszystko już kiedyś było.
Baza Oud Edition przypomina mi żywo zapach rozgrzanego żelazka i materiału prasowanego na najwyższą temperaturę, ale jeszcze przez spaleniem. To pewnie oud. Widać, że jest gorący, wrzący i parzący, ale nie tak, żeby zapłonąć. Ciekawy efekt, ale sądzę, że osiągnięty dzięki chemii.
Nuty: mandarynka, szafran, kwiat pomarańczy, oud, wanilia, ambra, olibanum
Rok premiery: 2013
Twórca: Louise Turner
Cena, dostępność, linia: woda perfumowana niedostępna w Polsce
Trwałość: bardzo dobra, około 8-9 godzin