To jeden z najbardziej kontrowersyjnych zapachów na naszej planecie. W moim rankingu dziwadeł plasuje się na drugim miejscu, zaraz za Surplus, które to są zrobione z prawdziwego kału mężczyzny. Vulva, według informacji producenta, również jest zapachem naturalnym, który wydziela się z ciała, dla równowagi, kobiety.
Trudno jednak uwierzyć, żeby był to olejek lub absolut w wydzielin kobiety ludzkiej. Wąchając Vulvę nasuwa mi się jasne skojarzenie z feromonami kobiety świńskiej – maciory. Przy okazji powiem, że woń feromonów warchlaków jest zupełnie inna od woni loch. Vulva ma nieco pudrową, bardzo ciepła i fizjologiczną aurę. Nie kojarzy się jednak z brudem.
Na pewno do skomponowania Vulvy użyto olejku pieprzowego. Czuję też różę, zwłaszcza na początku. Po 7-8 godzinach całość nabiera nieco kaszmirowego wydźwięku. Vulva staje się nieco drzewna, przykurzona choć wciąż ciepła i organiczna.
Całościowo, nie są perfumy zmienne. Rozwijają się na skórze raczej linearnie, płynnie. Tak naprawdę to nie są w ogóle perfumy, a środek do wzmocnienia seksapilu.
Nuty: akord kobiecej waginy
Rok premiery: b.d.
Twórca: b.d.
Cena, dostępność, linia: zapach dostępny w formie roll-on
Trwałość: świetna, powyżej 12 godzin