Perfumy babcine |
Temat perfum babcinych wywołał na Nez de Luxe już kilkukrotnie gorącą dyskusję. Ostatnio przy okazji opisu Lancome Poeme. Obiecałem, że zajmę się tym pojęciem i właśnie to czynię.
Wpis ten potraktujecie, proszę, nie jako moje zdanie, ale logiczne uporządkowanie różnych opinii, jakie spotkałem do tej pory. Chcę rozprawić się z tym pojęciem w sposób słownikowy, bez zbędnych emocji.
Perfumy babcine jako określenie typu kompozycji zapachowej
To chyba najpowszechniejsze podejście do tematu. Nie odnosimy się tutaj do tego, że perfumy X pasują do kobiet w określonym wieku, ale do tego, że reprezentują konkretną rodzinę zapachową. Jaka to rodzina?
Według mnie możemy wyróżnić kilka typów takich perfum:
1. Intensywne szypry z dominantą drzewną (np. Sisley Eau du Soir)
2. Wonie oparte na przyprawach, kadzidle z akcentem mszystym, aldehydowym lub odurzająco kwiatowym (tuberoza, róża, ylang, jaśmin) (np. Dior Poison, Estee Lauder Youth Dew, Guerlain Samsara)
3. Perfumy owocowe w stylu lat 90. (np. Lancome Tresor, Laura Biagiotti Venezia, Rochas Femme)
Zaznaczam jednak, że pojęcia „babciny” w tym kontekście używają zazwyczaj osoby, których perfumeryjne doświadczenie obejmuje wielkie klasyki minionych dekad, ale które jednocześnie się z nimi nie polubiły. Wtedy można zresztą uzasadnić włożenie kilku powyższych (odmiennych bardzo) grup do jednego worka i nadanie mu etykiety „babciny”.
Wydaje mi się jednak, że w celu przybliżenia perfum (np. w recenzji lub dyskusji) użycie formuły „babciny” nie jest przestępstwem. Wtedy jasno sygnalizujemy, że zapach należy do jednej z trzech grup. I nie używamy go jako określenia negatywnego.
Jest też wątek historyczny
„Babciny” zaczęło swoją karierę w Polsce w momencie wejścia na rynek licznych klasyków – No.5, Shalimar, Samsary, Opium, Poison. Mówimy tu o latach 90. i początku nowego millenium. I wydaje mi się, że według niektórych osób perfumy babcine to te, które były używane przez babcie w czasach PRL-u i na początku wolnej Polski – kiedy starsza kobieta nie miała możliwości wyboru, który ma dzisiejsza babcia, i który będzie mieć każda kolejna babcia. Wielkie klasyki przypominały nam wtedy Być Może i wody kwiatowe kupowane w kiosku przez nasze babcie – i tak mogły powstać te nieszczęsne „babcine perfumy”…
Jestem więc przekonany, że używając określenia „babciny” wiele osób ma w domyśle babcie urzędujące w Polsce dawnych lat. Stąd wzięły się właśnie trzy grupy w wyżej wymienionym zestawieniu.
Perfumy babcine jako określenie perfum brzydkich i odpychających
Często jest też tak, że osoby mające bardzo słabe rozeznanie w świecie perfum używają określenia „perfumy babcine” jako hasła wybitnie pejoratywnego, które ma oznaczać zapachy brzydkie i odpychające. Zaznaczam, że ta sytuacja dotyczy osób, które perfumerie omijają szerokim łukiem i wystarczy im piękna modelka na pudełku i ładna reklama, aby zakupić produkt (a często w ogóle nie używają perfum). Takie podejście wiąże się zazwyczaj z bardzo niskim poziom kultury i dobrych manier.
Bardzo często jest tak, że koneserzy perfum, którzy lubią i doceniają wielkie klasyki sprzed wielu lat odbierają hasło „perfumy babcine” jako dyshonor, ujmę, próbę ich obrażenia lub, co najmniej, wyrażenie z niższych sfer świadczące o ubóstwie językowym i umysłowym. Słusznie! Ale tylko wtedy, kiedy jest ono używane jako zamiennik wyrazu „brzydki” przez drugą stronę.
Czym dla mnie są perfumy babcine?
Dla mnie to określenie pozytywne. Jest synonimem kunsztu kompozycji zapachowej, użycia składników wysokiej jakości (często naturalnych), ciepła lub pudrowości oraz wyraźnego charakteru retro. Perfumy babcine uważam za perfumy z absolutnych wyżyn sztuki perfumeryjnej. Co więcej, jestem zdania, że równie dobrze sprawdzać się mogą na skórach młodych kobiet, wręcz nastolatek (użyte z umiarem). W słowie „babciny” zawarty jest bowiem komfort, bezpieczeństwo, zmysłowość. Hasła: „retro”, „staromodny”, „staroświecki” nie niosą według mnie tak dużo tych pozytywnych emocji i nie oddają charakteru babcinych perfum. Tą drogą, nie pozwolę sobie na zaklasyfikowanie do tej grupy zimnych, wyniosłych szyprów. Sisley Eau de Soir to nie są perfumy babcine w mojej ocenie, choć można je nazwać staromodnymi. Tak samo z perfumami cytrusowymi z dawnych lat – niewątpliwie są retro, ale babcine nie są w mojej opinii.
I jeśli na w moich recenzjach pojawiać się będzie określenie „babciny” (do tej pory zdarzyło się to ledwie kilka razy), to będzie oznaczać niemal najwyższą formę uznania dla danej kompozycji.